Ten post miałam napisać jutro, ale obawiam się że mogę się upić i nie dać rady.
Bowiem dziś ostatni dzień mam lat dwadzieścia. Straszyły mnie starsze koleżanki, czasopisma mnie straszyły, chyba nawet telewizje śniadaniowe. Że już nic nie będzie takie jakie wcześniej. Że przed trzydziestką to jeszcze dziewczyna, po trzydziestce to już raczej baba.
Czas zainwestować w kremy na zmarchy, mocniejsze szkła w okularach, lecytynę kupić. A może biovital senior nawet. Znaleźć siwe włosy (oby nie brwi), wpłacić na siódmy filar, obłożyć się kotami, zaprzyjaźnić się z drutami i włóczką.
Bo chyba na wcześniejszą emeryturę jeszcze nie da rady?
Gdy wspomniałam dziś o moim zaawansowanym wieku przy mojej mamie, powiedziała tylko: mogłabyś uważać na słowa?
Mama ma lat 54 ( prawie). Patrzę na nią i już wiem, że to wszystko co napisałam na początku to bzdury. Bo nie wiek decyduje, a charakter. Jeśli ktoś mając 20 lat nic nie robił, nie będzie też robił w wieku 50. A jeśli ktoś coś robił całe życie, to będzie to robił nawet jak będzie stary i pomarszczony.
Akurat pochodzę z dość długowiecznej rodziny, jedna moja prababcia żyla 102 lata, druga 93, spora część rodziny dożyła bardzo sędziwego wieku. Mój dziadek ( tato taty) ma lat 80 i wraz z babcią, niewiele od niego młodszą, zaczęli niedawno nowe życie, ponieważ przenieśli się na stałe z Warszawy tutaj do naszej wsi, w której nota bene dziadek się urodził. Zamieszkali w drewnianej chałupie, podciągnęli gaz, zrobili centralne, wykopali studnie. Dziadek założył sobie facebooka, skype’a, jeżdzą z babcią przedzierając się przez śniegi terenowym samochodem, dziadek łazi po drzewach i obcina gałęzie, da się? Ano!
Moi rodzice ( lat 54) też nigdy wcześniej nie robili chyba aż tylu rzeczy co teraz. Uczą sią grać na gitarze i kontrabasie, mama się kształci cały czas w swojej dziedzinie, pracuje od świtu do nocy, jak nie pracuje to pisze piosenki, haftuje, tka, śpiewa. Tato remontuje kolejny zabytkowy motocykl, struga sobie drewniane narty, szykuje wyprawę na Mont Blanc, buduje skocznie narciarską ( wraz z moim małżonkiem, który też młody nie jest bo lat 40), gra na kontrabasie, śpiewa, suszy mięso i robi nalewki.
Ja ( lat 29 + hak), też nigdy wcześniej nie miałam takiego czasu jak teraz. W każdej dziedzinie spełniło się więcej marzeń, niż śmiałam mieć. Ponadto, po prostu jestem mądrzejsza niż 10 lat temu. I nie chodzi tu o nabytą wiedzę ( choć pewnie trochę też), ale o doświadczenie. Nauczyłam się bronić przed pewnymi zjawiskami, nauczyłam się cieszyć naprawdę małymi rzeczami, przestałam się przejmować głupotami. Na pewno ma na to wpływ też poczucie wartości, które było w moim przypadku na poziomie minus 10 jeszcze całkiem niedawno. Teraz czuję się spełniona, szczęśliwa. Mogę więcej niż 10 lat temu. I pomimo tego, że nie tak chętnie wystawiam goły brzuch latem ( hmm, wcale nie wystawiam, po co naruszać estetykę otoczenia), nogi mam jak szyte przez dzieci laleczki i wypychane nierównomiernie watą (profesjonalnie to chyba się cellulit nazywa), niebieskie oczy zrobiły się jakby mniej niebieskie, to nigdy nie czułam się tak dobrze.
Wspomnę tu jeszcze pewne wydarzenia sprzed ponad 11 lat. Czasem dostaję maila od dziewczyn, kobiet, które znalazły się w jakimś słabym momencie życia i piszą, że mój blog daje im iskierkę nadziei, że im też się uda. To co chcę Wam powiedzieć, powinno sprawić, że uwierzycie mocniej.
Otóż mając lat 18 zaszłam w ciążę. W czwartej klasie liceum. Wydawało się, że to koniec. Że spaprałam sobie życie, że nie ma dla mnie perspektyw. To nie były jednak moje myśli, lecz komentarz otoczenia. A tu, na złość, okazało się, że dzięki temu, mam wszystko co mam teraz, czyli w ogóle wszystko. Bo nie mogłam pozwolić sobie na olewanie. Do matury przystąpiłam z moim rocznikiem, z dzieckiem przy cycku, na studia poszłam też bez poślizgu. Było ciężko. Były momenty załamania. Ale one pewnie byłyby nawet, gdybym dziecka nie miała. Teraz wiem, że to co na początku wydawało się przekleństwem, było dla mnie najlepszym, co mogło mnie spotkać. Michał ma 11 lat ( rocznikowo 12), jest wrażliwym, cudnym, otwartym chłopcem, którego kocham nad życie, dzięki któremu poznałam swojego męża, więc to dzięki nim dwóm jestem tu, gdzie jestem. Nigdy nie wiemy, co czeka nas jutro. Myślę, że każdego z nas czeka szczęście. Niektórzy muszą tylko nieco dłużej poczekać.
Wkraczam zatem w ten mój nowy, starczy rozdział życia i liczę na to, że będzie on równie ciekawy i szczęśliwy jak ten pierwszy, młodzieńczy.
A do wszystkich starszych ode mnie (czyli strasznie starych), puszczam oko J
Pozdrawiam z nareszcie zimowego Piekła,
Zuzia
Jedno szczęście: Krystyna
Drugie szczęście:Michał
Trzecie szczęście: Z przodu, zarośnięte :)