piątek, 18 stycznia 2013

Życie bez ściemy


Świat obiegła informacja o tym, że Lance Armstrong przyznał się, że wygrywał, bo brał.
W dzisiejszych czasach ciężko przetrwać bez oszustw. Gdzie się nie rozejrzymy - tam ściema. Ściema zazwyczaj służy poprawie jakości życia. I nie mówię tu o poprawie na tak spektakularne jak Lance'a, ale czasem poprawie na taką, dającą przeżyć kolejne dni.
Czym jest praca na czarno jak nie ściemą? Czym jest zatajanie dochodów jak nie ściemą? Czym są lewe zwolnienia lekarskie, lewe renty i zasiłki?
Czy da się być "czystym"? A co z odniesieniem sukcesu? Medialnego, finansowego?
Czym jak nie ściemą są powiększane części ciała aktorek, modelek, prezenterek?
Czym jak nie ściemą jest pompowanie wędlin tak, aby z 1 kg mięsa wyszło ich 3kg?
Czy jest branża w której nie da się ściemnić i możemy być pewni, że sukces oparty jest na uczciwym talencie, pracy?

Mija właśnie rok od powstania naszego sklepu internetowego. Nieco perturbacji, sinusoida finansowa, kolejni pracownicy, kolejne ZUSy, podatki. Jak dotąd, chyba bez ściemy. Ale jak długo pociągniemy? Jak długo uda nam się pływać w morzu oszustw, nie nabierając ich haustu?

Bardzo się martwię, bo już nie chodzi tylko o mnie i o to, że lubię to co robimy. Martwię się bo czuję odpowiedzialność. Pracuje u nas fantastyczna drużyna dziewczyn, różnych wiekiem, poglądami, charakterem, ale tworzących wesoły zespół, który sprawia, że jak tam przychodzę czuję trochę jakby wróciła do czasów szkolnych, kiedy przychodziło się rano do klasy, spotykało z koleżankami, opowiadało co wydarzyło się poprzedniego dnia, żartowało, czasem smuciło, a nawet kłóciło. Czuję odpowiedzialność za nie. Wiem, że robią co mogą, że się starają, że ciężko pracują. Ale czy to wszystko okaże się wystarczające aby przetrwać kolejny rok, dwa, 10? Nie mówię, że bez Pracowni wszyscy nagle zginiemy. Ale jak to dobrze byłoby, gdybyśmy tak mogli już zawsze, do 67 roku życia..

Czyżby znowu nieoptymistycznie?
Przepraszam, jadę dziś w Bieszczady, wrócę z uśmiechem, obiecuję :)

A na osłodę kilka zdjęć jak to u nas wygląda na co dzień :) Trochę nabałaganiłyśmy, co? :)))











Pozdrawiam serdecznie,
Zuzia






niedziela, 13 stycznia 2013

Gość Specjalny




Nigdy wcześniej nie odwiedził nas ktoś tak ważny. I nie była to królowa angielska.


W dzisiejszym świecie szybkość i łatwość przesyłania informacji powoduje, że na wiele z nich reagujemy obojętnie. Na mojej facebook’owej tablicy codziennie ktoś prosi o przygarnięcie zwierzaka, wpłatę na schronisko czy wreszcie przekazanie 1% na daną fundację, organizację.
Człowiek się zaczyna przyzwyczajać. W końcu też 1% mamy tylko jeden, psów więcej niż 2 raczej nie weźmiemy (statystycznie – choć wiem, że statystycznie, to każdy Polak ma jedną pierś i jedno jądro), często apele też nie dotyczą nas ze względu na miejsce zamieszkania potrzebującego a nasze, zbyt daleko odległe, żeby na przykład oddać krew, o co też często apelują.
Miałam nadzieję, że mój blog i jego popularność nigdy nie posłużą za narzędzie do proszenia o pomoc. Wiem, że wykorzystując bloga do takich celów zbyt często, straciłby swoją moc. Ale nadszedł moment, kiedy proszę Państwa o pomoc. O pomoc dla dziewczynki i jej rodziców, która zmieniła moje życie.
Odkąd urodziła się Marysia, córeczka naszych znajomych – Agnieszki i Bogdana, ani razu nie przejęłam się swoją fryzurą, figurą czy cerą.  A ile razy wcześniej potrafiłam narzekać, ze tu kołtun, tu tłuszcz, tu krosta. Wiele moich problemów okazało się nie być problemami, a nawet wstyd mi, że śmiałam te głupoty problemami nazywać.
Dziś Marysia odwiedziła z rodzicami nasze skromne progi. Było to jej drugie wyjście w gości w prawie rocznym, Marysiowym życiu. Dopóki jesteśmy zdrowi, wszystko jest w naszych rękach. Pieniądze, miłość, dom, praca. Tak naprawdę ze wszystkim możemy sobie poradzić sami. Kiedy ktoś zaczyna chorować, może liczyć tylko na łaskę innych. Czy to rodziny, czy lekarzy, pielęgniarek czy wreszcie obcych ludzi i Boga, czy jakkolwiek go nazwiecie.
Marysia urodziła się bardzo chora. Jej historię bliżej możecie poznać na jej facebook’owym profilu http://www.facebook.com/MarysienkaZawisza oraz stronie www http://www.marysienka.tio.pl/
Choroba dziecka jest chyba jednym z najgorszych przeżyć, jakie mogą dotknąć rodziców. Dlaczego, skoro już tak bardzo los ich doświadczył, nie znajdują ukojenia w ludziach, którzy to ukojenie powinni dawać, w miejscach które powinny dawać nadzieję i wspierać ze wszystkich sił? Dlaczego szpitale są tak nieprzyjazne, dlaczego matka musi koczować na stołku przy łóżku dziecka, dlaczego w tej potwornie trudnej sytuacji rodziców przytłacza jeszcze ta cholerna szpitalna rzeczywistość?
Patrzyłam dziś na żartujących, śmiejących się rodziców, przytulających swoją maleńką córeczkę, na tatę Bogdana opowiadającego historię o krówce, na mamę Agnieszkę pokazującą jak wygląda dynia i zadawałam sobie jedno pytanie. Jak im pomóc?
Nie jestem naukowcem, nie jestem lekarzem, nie jestem nawet rehabilitantem czy pielęgniarką. Ale mam bloga, który ma obserwatorów – Was. Nie wiem czy mogę, nie wiem czy wypada, ale proszę Was, zajrzyjcie na stronę Marysi, jeśli nie macie pomysłu co zrobić z 1% podatku – przekażcie go na jej leczenie.
Dodatkowo zapraszam Was na aukcje Allegro, gdzie mama Marysi wystawia torebki, które na ten cel jej przekazaliśmy http://allegro.pl/hobo-grey-zuzia-gorska-i2946895151.html, http://allegro.pl/hobo-choco-zuzia-gorska-i2946895967.html, http://allegro.pl/hobo-beige-zuzia-gorska-i2946896363.html. Torby mają tę przewagę nad tymi kupowanymi na stronie pracowni, że pieniądze za nie idą na szczytny cel, co jasne, ale jeszcze są dostępne od ręki. Nie trzeba na nie czekać. No i licytacja zaczyna się od 1zł.
Proszę pomóżcie, ci ludzie naprawdę na to zasługują.
Agnieszko, Bogdanie, dziękuję Wam za Marysię, chylę czoła przed Wami, Agnieszko, jesteś najwspanialszą „sexy mamą” jaką znam.

Zuzia

czwartek, 10 stycznia 2013

Blog Reaktywacja

Dobry wieczór!
 Jak pewnie część z Was, zaglądających tutaj zauważyła, blog lekko podupadł. Część też pewnie zauważyła, że zdarza mi się pisać od czasu do czasu w serwisie natemat.pl. Ale ja sama zauważyłam, że pisanie tam, to zupełnie co innego niż pisanie tu. W związku z czym ogłaszam akcję blog reaktywację. Z góry uprzedzam, że zamierzam pisać często ale krótko :) Zamierzam nie pisać o niczym bardzo mądrym czy bardzo ciekawym i ostrzegam, że zamierzam pisać dość prywatnie. Bo te zapiski na blogu są niezłą formą pamiętnika - a niech będzie, dla potomnych! Kiedyś je wydrukuję i zalaminuję ;))
 Witam znów więc, na dobry początek napiszę tyle, że ja dziś po 3 tygodniach usłyszałam, że w końcu NIE mam zapalenia płuc, za to Michał syn ma 39oC gorączki i nie bardzo chce ta temperatura spadać, a jak spada to na krótko. A w związku z tym, że Michał chory, to Krysia też już udaje, że ją boli brzuch, żeby zostać też w domu. Krysię jednak łatwo wyczaić. Jak pyta "Mamusiu, Michałek nie idzie jutro do szkoły?" na co ja odpowiadam, że nie, bo jest chory. A ona "Mamusiu boli mnie brzuszek". Więc pytam, Krysiu, czy mówisz, że boli Cię brzuszek, bo chcesz zostać w domku z Michałem? Na co Krysia bez zająknięcia "Tak".
 Bo Michał jak ściemnia, że coś mu dolega żeby nie iść do szkoły, to jest nieco cwańszy. Już dzień wcześniej robi podkład, że niby brzuch boli, że mu słabo itd. Rano wstaje i nadal jęczy, że brzuch, że głowa, że słabo. Ale jak mu powiemy, że nie ma szans, żeby został w domu, jak już się zorientuje, że nie ma szans, to nagle lata, tańczy, śpiewa ;). Ech :) Sama pamiętam, jak grzałam termometr pod lampką..
A z termometrem mam jeszcze takie wspomnienie. Myślę, że byłam może w 5 klasie podstawówki, jak mój tato chciał mi wmówić, że on potrafi tak napiąć mięśnie przy mierzeniu temperatury, że tak się rozgrzeją, że temperatura będzie wyższa niż normalna. No i wsadził sobie termometr pod pachę, napinał się, sapał, czerwony, ale jakoś temperatura nie chciała rosnąć, więc znudzone z mamą poszłyśmy do swoich zajęć. Po kilku minutach poszłyśmy do kuchni zobaczyć co tato kombinuje, a on wyciągał rtęć z czajnika. Domyślacie się pewnie co próbował zrobić ;))

 Pozdrowienia serdeczne!
 Zuzia

 Na zdjęciu podejrzanie grzeczna Krystyna :)