czwartek, 29 lipca 2010

Trochę kredensu.

Tak długo nie pisałam, że nie wiem czy nie zapomniałam jak to się robi. I tyle mam do napisania, że na pewno zapomnę o czymś ;)
Oczywiście wydarzyło się wiele w ostatnich kilku tygodniach. Po pierwsze ekipa remontowa ( p. Jurku pozdrawiamy serdecznie!) wyszła i obiecała, że nie wróci ;), a jej wyjście pociągnęło za sobą lawinę: malowania, czyszczenia, porządkowania, układania, meblowania, prania i różnych mniej lub bardziej przyjemnych czynności. Ja uznałam, że najlepszą zasadą będzie zrobienie najpierw "brudnej" roboty, a przyjemności na deser, ale niestety mąż mój, Bartosz, nie wytrzymał napięcia i poustawiał talerze na szafce, wobec czego nie mogłam pozostać obojętna i poustawiałam se trochę gratów na kredensie. A co!
Nie miałam za bardzo czasu robić zdjęć, więc zamieszczam tylko kawałek wyżej wymienionego kredensu, bo mnie rozpiera radość :) że go mam :) A jest on już trochę "rodowy", bo dostaliśmy go od moich rodziców, przeżył z nami w sumie kilka "miejscówek" ( i miast) i myślę, że wreszcie spoczął w raju, tak jak i my :)) Na razie jeszcze trochę łyso, ale wiem, że jak tylko zaczniemy normalny żywot, to łyso nii będzie ;)

Jako ciekawostkę zamieszczam też zdjęcie tego samego kredensu w innym wydaniu - jak jeszcze mieszkaliśmy w kamienicy i tam jakoś inne klimaty pasowały :)

No a poza kredensem ;) to chciałam przeprosić wszystkich którzy liczyli na jakieś moje prace - po prostu nie dałam rady. Myślałam, że dam. Ale nie dałam. Wieczorem padam na twarz, a w ciągu dnia jest tyle rzeczy do zrobienia.. Nie wiem kiedy będę mieć czas na szycie.. Chciałabym już bardzo! Mam tyle pomysłów, kilka nowych materiałów.. Może niebawem coś się polepszy - jak już grubsze rzeczy zrobimy. No bo na przykład w tym momencie w pokoju Krystyny leży góra jej ciuchów wywalonych z szafy, i złożona, ale tylko raz pomalowana komoda. A jest tak dlatego, że szafę zaanektowaliśmy na "spiżarnię" - bo i tak i tak docelowo musiałaby wyjechać z pokoju Krystyny, jak tylko ta urośnie i trzeba będzie zmienić łóżeczko na większe. Także wolałam to zrobić już - żeby nalewki i słoiki miały już swoje miejsce w kuchni.
Dziś jeszcze muszę pomalować futrynę na dole ( żeby przez noc wyschła i żeby się nikt nie przykleił).
A! Zapomniałabym ;) Mamy GANEK :) Nasz domek zmienił się lekko od frontu. Walczyłam o ten ganek, chciałam żeby był wiatrołapem i szafą, żeby wchodziło się już z niego do czystego i ciepłego domu. Bo jak go nie było, to zimą nam wwiewało śnieg do chałupy ;) No i mam :) Kiedyś pokażę ;)

Tyle chciałam napisać, że aż chyba już nic nie napiszę ;) bo same chaotyczne zdania mi wychodzą. Jak mi się trochę usystematyzuje w głowie to wtedy coś mądrzejszego spłodzę. A teraz pozdrawiam ciepło i... normalnie się stęskniłam za Wami :)

ZU

poniedziałek, 12 lipca 2010

Dzielę się radością :)



W ostatnią sobotę, moja przyjaciółka Magdalena i Łukasz wzięli ślub :) Bardzo bardzo jestem szczęśliwa z tego powodu i chciałam się tak po prostu podzielić :) tym szczęściem moim :)
Wesele odbyło się tam gdzie nasze, wobec czego trochę się cofnęliśmy w czasie i zamieniliśy rolami, co było dośc ciekawym doświadczeniem, przywołującym wspomnienia ze zdwojoną siłą.

Przypadł mi zaszczyt zrobienia im kilku zdjęć, wobec czego mam je JA :) i prezentuję :)
Kilka zdjęć zrobił nam Damian Krzanowski, żebym miała pamiątkę, że też tam byłam i nie oszukuję ;) ) za co mu "z tego miejsca" dziękuję :)

Zatem - Kochane moje "Dłubki" jeszcze raz życzę Wam, żebyście byli szczęśliwi tak jak w sobotę, żebyście się tak kochali jak w sobotę i bawili też tak jak w sobotę :) I żebyście kiedyś byli TU. Z nami. A nie tak strasznie daleko.. Dolećcie szczęśliwie do Waszego wspólnego domu i cieszcie się mówieniem o sobie mąż i żona :))

Dziękuję za uwagę :) Musiałam się podzielić, bo bardzo bardzo się cieszę :)

Upalne pozdrowienia prosto z Piekła :)

ZU





niedziela, 4 lipca 2010

Fajny niedzielny wczesny ranek :)



Dziś, korzystając z pomocy ciociobabci, wyrwałam się wczesnym rankiem na giełdę starociowo - rękodzielniczą. To rzadkość w naszej okolicy, więc ciężko było odpuścić ;) Nie spodziewałam się cudów - ale zawsze coś :) Bo najbliższa "normalna" giełda staroci jest w Rzeszowie, - czyli jakie półtorej godziny drogi, co z dziećmi nie jest łatwe ( ostatnio wróciliśmy w stanie agonalnym ;))

Tak jak się spodziewałam cudów nie było - ale jeden pan miał bardzo fajne graty ze starych wiejskich domów - czyli takich jak nasz :) Niestety mamy już tak mało miejsca - że mogłam kupic tylko coś małego :)
I kupiłam. HA :) Szafeczkę - z przeznaczeniem na apteczkę. Ma tak fajny i pasujacy kolor, że nawet nie będę jej malować.
Na pocieszenie kupiłam sobie jeszcze 4 puszeczki :) Ja wiem, że są obdrapane i stare i zardzewiałe.. Ale jakie cudne! Muszę jeszcze tylko sprawdzić co na nich napisane ;) Bo nie bardzo kumam ;)

Zobaczcie sami - no czy nie fajna szafeczka z puszeczkami ?:)) No fajna nie? Mąż zaakceptował - także chyba SPOKO:)






Fajnej niedzieli !

ZU

czwartek, 1 lipca 2010

Lato wszędzie :))



Dziwne, ale mam chwilę :) żeby coś napisać. Stało się tak dlatego, że Krystyna była łaskawa się zająć swoimi bucikami - prawdziwa kobieta. Przebiera, wybiera, zmienia. No i próbuje zakładać ;) Właśnie jest w trakcie trafiania stopą do buta ( nie ważne że prawą do lewego i tył na przód ;)

Otóż, dziś spodziewamy się wybawienia w postaci "ciociobabci", która ma spędzić z nami kolejne tygodnie ( o ile wytrzyma, to do końca wakacji ;). Ma nas trochę odciążyć, żebyśmy mogli się zająć swoimi dziećmi i swoimi sprawami - kto ma dzieci ten wie, że czasem pół godziny "dla siebie" jest największym marzeniem.
Dlatego też planuję ruszyć z szyciem zaległych ( niektórych baaardzo zaległych) zamówień. Wczoraj wysłałam kilka "próbnych " sztuk do galerii " Rupieciarnia" z Wrocławia - i tak naprawdę nic więcej nie udało mi się uszyć ( oprócz jeszcze dwóch kopertówek dla Pani Ani, które mam nadzieję, zdążą dotrzeć do soboty ;))


Sprawy remontowe postępują :) już niebawem wezmę się za kredens i już nie mogę się doczekać kiedy go postawimy ;) Zastanawiam się też, czy nie zmienić planów zagospodarowania "dołu" - bo miała być jadalnia na werandzie, ale nie wiem czy na werandzie nie będzie "kącika kawowego ";) a jadalnia między kuchnią a "salonem"..hmm :) Okaże się :) Ale już powoli "widać nas". Ale fajnie :))

Pokazuje co uszyłam dla Rupieciarni i spadam, że się tak wyrażę ;)







Aha, "wydarłam" dla siebie kawałek miejsca koło domu, bardzo zależało mi na kawałku płaskiego ( a u nas mało takich płaskich terenów ;), żeby Krystyna miała bezpieczną przestrzeń, a ja żebym mogła choc na chwilę usiąść i nie bać się, że spadnie ze skarpy :)
No i mam :)) Ha, jeszcze trawa nie urosła taka jak powinna, ale jest płasko i bezpiecznie :)


Pzdrowienia z upalnego południa ;)

ZU

PS. U Was też taki upał?