środa, 18 kwietnia 2012

Przypadek, zrządzenie losu, błogosławieństwo czy przekleństwo?



Ponieważ juz nawet Ania, z którą współpracujemy i z którą widzę się codziennie, co chwila powtarza "Zuźka, napisałabyś coś na blogu!!", muszę coś napisać.
Nie, nie to żebym nie chciała, bardzo bym chciała! Chciałabym jednak żeby wpis zawierał treść. A w pośpiechu o taką treść niełatwo :)
Spróbuję jednak!

Ostatni wpis zamieściłam w styczniu. Wydawało mi się, że za chwilę zamieszczę kolejny - z informacją o tym że przenosimy pracownię. Okazało się jednak, że wejście w posiadanie nowego lokalu trwało nie tydzień, a 3 miesiące.

Najważniejsze jednak, że się udało :)) Udało się nam wejść w posiadanie budynku starej szkoły we wsi, w której mieszkamy :)
Historia jest dośc długa i nawet nie mam siły kolejny raz jej opowiadać ( od 3 miesięcy gadam tylko o tym! ;)), ale w najśmielszych marzeniach nie snułam wizji bycia posiadaczem tej Starej Szkoły! Mijałam ją wiele razy - wszakże stoi 3 km od naszego domu, jednak od czasu, kiedy ktoś kupił ją z 8 lat temu, w stanie ruiny, nawet nie ośmieliłam się pomyśleć, że chciałabym aby była moja.
Oczywiście, za każdym razem gdy na nią patrzyłam, zazdrościłam właścicielowi i w duchu myślałam, kurcze, skoro ktoś ją kupił i remontuje, to już nigdy nie będzie do sprzedania.. Po wsi krążyły plotki, że powstanie w niej prywatna szkoła muzyczna i wtedy już całkiem wybiłam sobie ten temat z głowy, przy okazji myśląc, że to świetny pomysł..
Jednak pewnego styczniowego wieczora, weszłam na portal z nieruchomościami w okolicy, dokładnie to samo w tym czasie zrobiła moja mama - i dokładnie to samo ogłoszenie znalazłyśmy, myśląc dokładnie o tym samym.. Do sprzedania była NASZA szkoła!!! Na dodatek w cenie niewielkiego mieszkania w mieście..
Oczywiście na drugi dzień byliśmy umówieni na oglądanie :) Gdy weszłam do środka, nie mogłam pohamować emocji i łez, tak niewiarygodna przestrzeń, takie piękne okna, tak wysoko, takie niesamowite światło!! I wtedy już wiedziałam.. będzie nasza! Już widziałam stojące maszyny, belki materiału..
Jednak z tygodnia na tydzień wychodziły nowe problemy.. aż w końcu przestałam nawet koło szkoły przejeżdzać, żeby się nie denerwować.
Ale - skoro jest nasza, to znaczy że się udało :)))) Po 3 miesiącach zmian terminów u notariusza, oszustów agentów i ciekawych przygód - mamy klucze :)))
Spójrzcie na zdjęcia.. dla mnie to jak sen. Niech mnie ktoś uszczypnie..
Tak, tam będzie nasza Szkolna Pracownia. Tam będziemy codziennie z radością przychodzić do pracy, śmiać się, rozmawiać i złościć. Maszyny nie będą stały jedna za drugą jak w chińskich szwalniach, dziewczyny nie będą miały chipów w bluzkach które uruchamiają alarm jak odejdą na pół metra od stanowiska pracy.
To będzie przestrzeń do twórczego działania, do spełniania marzeń i do dzielenia się radością! I obiecałam Bogu, że jak da nam kupić szkołę, to te wszystkie piece kaflowe odbudujemy, które zostały zburzone..I odbudujemy!!
Wyobraźcie sobie, że do tej szkoły chodziła moja prababcia.. Mała Zosia biegała z kokardką we włosach, w białych podkolanówkach.. prawie sto lat temu. Był gwar, słychać było śmiech dzieci, czasem krzyk nauczycieli, skrobanie kredą po tablicach..A od lat 70 nie było słychać już niczego, oprócz brzęku tłuczonych okien, rozbijania kafli i palenia starych ławek..

Wybaczcie, że tak chaotycznie.. ale, rozumiecie.. :)


Z tego okna widać górkę na której stoi nasz dom :)))

A to zdjęcie ze stycznia, kiedy drżącymi rękami, zrobiłam krzywe zdjęcie :))

Duzo pracy przed nami, na szczęście pierwszy etap będzie najłatwiejszy i mam nadzieję, że niebawem będziemy przewozić maszyny..
.. ale jesteśmy zdrowi i młodzi ;)), damy radę!
Trzymajcie kciuki!
A może kiedyś, jakieś weekendowe spotkania przy maszynie...?
Pozdrawiam z radością wielką!
Zuzia