czwartek, 22 kwietnia 2010

Kopertówki trzy :)

Żeby nie wypaść z rytmu, pokazuję kolejne kopertówki :)
Wiem, że nuuuuda, ALE:)

Szycie sprawia mi taką dziką radość, że jak kończę koło 1 - 2 w nocy czasami ;) to jestem tak podekscytowana, że nie mogę zasnąć. Czy to już choroba?
Rzucam się Bartkowi na szyję ( Boże, wszędzie to "szyję") i gadam jak nakręcona, że kocham szyć, że kocham jego, że jestem szczęsliwa, że uszyję teraz to to, a potem to :) A Bartek tylko z pobłażaniem w głosie mówi "cieszę się Kochanie" ;) I tak jest za każdym razem hehe, mam wrażenie, że nawet jak bym mu powiedziała " kupa, drzewo, cycek, torba, bubu, tyłek" to i tak by powiedział "cieszę się kochanie" ;))

Przymierzam się do szycia małych letnich bucików ( jedne zamówione, więć już niebawem) i bardzo się z tego cieszę, bo mam tyyyle pomysłów :) I dużo tkanin, których chciałabym już użyć :)

Dobra, pokazuję, co mam i spadam, bo mąż mi łeb odkręci jak żarówkę jak wróci i zobaczy stan mój, dziecka i domu ;) ( piżama, piżama, bałagan, brak obiadu:))



Ta na łańcuszku wyjątkowo mi się podoba, no po prostu jestem z niej dumna :)


Kopertówka miała mieć łańcuszek z możliwością jego odpinania, ale stwierdziłam, że lepiej jak po prostu będzie się chował do środka bo: po 1. nie będą szpecić kopertówki żadne uchwyty po bokach po odpięciu łańcuszka po 2. nie zgubi się :)

Zatem można ją nosić na ramieniu, ale też jak gdyby nigdy nic w ręku :)
W środku miała być marynarska - mam nadzieję,że chociaż trochę jest :) a jeśli nie, to jeszcze mam fajny guzik z kotwicą ;)


No i jeszcze dwie, totalnie nudne kopertówki :) Ale uszyłam, to pokazuję!


A tkaniny czekają...Ach!




Dziękuję za wszystkie miłe słowa, które zostawiacie i pozdrawiam serdecznie,

ZU

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Kilka nowych wzorów i kolorów :)

Przez ostatni tydzień uszyłam niewiele, bo jak wspominałam mój mąż był w Alpach, gdzie starał się uciec lawinom, nie odpaść ze skały i nie połamać nóg przy zjazdach ;)
Udało mu się, wrócił cały zdrowy i opalony. Ja za to po tygodniu bez niego, z dwójką jęczących dzieci, panami z gazowni i ekipą remontowo - budowlaną, mam ręce do ziemi, opalona nie jestem - a wręcz raczej całkiem na odwrót ( kolor skóry typu mąka "szesćsetka") także w ogóle cud, że cokolwiek uszyłam :)
Na początek torba, chodziła mi po głowie już jakiś czas, a w końcu doczekała się realizacji :)

Taka sobie o, żółto góralska :)





Jak widać poszalałam z napownicą :) To urządzenie to jak dla mnie hit :)

Kolejna kopertówka - skórzana, uszyta oczywiście z wykorzystaniem napownicy :)

I kolejna - różowo kwiatkowa :) Nareszcie trochę wiosny w szyciu!


I kilka dni temu uszyłam dwa portfele i kapciochy :) zamówieniowe:)


























I teraz z innej beczki - technicznej bo..
Nie wiem czy jestem jakaś mało rozgarnięta, czy coś się dzieje z bloggerem:/?
Chciałam zamieścić kilka zdjęć więcej ale nie mogłam bo - obracało mi je! Po załadowaniu do blogera stały w poprzek! Ale tylko niektóre. A wszystkie przecież były w dobrą stronę! Czy ktoś mi może wytłumaczyć czemu i co mam zrobić?
Druga techniczna sprawa - zepsuł mi się outlook :( Po próbie naprawy nadal nie działa.. jakiś błąd w pliku .pst i nie działa, nie otwiera się! Tyle maili, adresów spraw! Nie wiem co mam z tym zrobić :( Macie jakiś sposób na taką zepsutą skrzynkę?


I teraz z beczki domowej bo..
Mamy przed domem dół pod fundament :)) Dziś albo jutro przyjedzie grucha ( jakaś mała - podobno dojedzie!) i będziemy mieć fundament pod ganek :))
Na górze też trochę ruszyło, kupiliśmy wannę ( moja wymarzona :)))) mamy już upatrzone drzwi i teraz głowię się nad tym, jak pomalować podłogi i schody - wiadomo, drewniane.
Pomysł jest generalnie taki, żeby na biało - ale, wolałabym żeby były takie szaro białe, ale nie wiem jak taki kolor uzyskać.. A niestety tutaj żaden "fachman" nie wiem, bo tutaj nie ma "mody"na takie kolory :(
Z kolei schody chciałabym tak, że stopnie na kolor "drewniany" a reszta na biało - ale tu znowu problem, bo wszystkie farby, woski i inne, których używaliśmy do tej pory, są z takim rudawo, żółtym odcieniem - a ja bym chciała żeby były takie szarobure - jak stare drewno.. I nie mam pojęcia jak taki uzyskać! Może wiecie ?

Oprócz tego cały czas głowimy się, jak załatwić sprawę z gazem - bo po dwóch zimach z piecem na drzewo, do którego trzeba dokładać co 3 godziny - i na dodatek trzeba do niego wyjść na zewnątrz, co zimą w zawieruchę i mróz w nocy jest niezbyt wygodne, postanwoliśmy przyłączyć gaz - a że koło nas idzie gazociąg - prawie nie ma problemu ( oprócz oczywiście kasy, rycia podwórka, wpuszczania rur do kuchni itd..)

Nie moge spać jestem tak podekscytowana tym wszystkim :) a jednocześnie podenerwowana, bo nie wiem jak rozwiązać parę spraw wykończeniowo - kolorostycznych..


O, Krysieńka się obudziła, także lecę, pozdrawiam Was gorąco i oby ku dobru!

Zu

Ps. Zapomniałabym! W odpowiedzi na pytania w komentarzach do przedostatniego posta pragnępoinformować, że :)
Materiał zielony w wnętrza wielkiej śliwkowej troby pochodzi ( a jakże) z lumpka! Całe 3 metry pięknie poskładane w kuponie :) Ma się ten fart ;) co nieee? :)

sobota, 10 kwietnia 2010

Smutek

Dzisiejszy dzień zapisze się na zawsze w historii Polski, Europy, Świata.

Dla mnie ta katastrofa ma kilka wymiarów.

Polityczny - zginął prezydent i dziesiątki najważniejszych "głów" w Państwie.
Ludzki - bo każdy z nich zostawił dzieci, rodziców, wnuki, bliskich..
I osobisty. Bo w tragedii zginął ksiądz Roman Indrzejczyk, kapelan Lecha Kaczyńskiego, a "mój księdz od religii". Uczył mnie przez całą podstawowkę, On udzielił mi Pierwszej Komunii Świętej, On rozmową pomagał mi i moim kolegom z klasy rozwiązywać pierwsze problemy egzystencjalne..
Był poczciwym, spokojnym, dobrym, mądrym człowiekiem.
Smutek i niedowierzanie.






czwartek, 8 kwietnia 2010

Nieszara wielka toreb :)

Witajcie!
Szybciutko zamieszczam zdjęcia kolejnej wielkiej torby - w kolorze (uff) nie szarym a śliwkowym :)
Całkiem mi się to połączenie z zielonym podoba :) choć ja raczej takich kolorów nie mam w swojej garderobie - i nie wiem nawet z jakimi by tą śliwkę połączyć.



Materiał wewnątrz jest moim skromnym zdaniem super :) i cały czas myślę, co by tu z niego uszyć tak, żeby to on byl prawą stroną :)



Toreb jak sama nazwa wskazuje jest wielka, naprawdę wielka :) Bartek stwierdził, że dobra na basen ;)


A z innej beczki - wczoraj był majster elektryk i sytuacja z prądami już prawie ogarnięta :) Jutro ma być polecona ekipa sporządzić kosztorys i umawiamy się na termin ( mam nadzieję, że niezbyt odległy ;))
Także coś ruszyło, cieszę się okropnie :)) A! I stolarz był i powiedział, że "da se rade" z montażem schodów :) także zapominamy o problemie!

Pojutrze mój szanowny małżonek wyjeżdza na przejście skialpinistyczne w Alpy, wobec czego znowu będę mieć mniej czasu na szycie, a co dopiero na ogarnięcie tych majstrów, remontów i ogólnego porządkowania wokół domu ALE mam tyle energii i chęci, że sama bym ten remont zrobiła ;) jakbym tylko miała chwilę!

Pozdrawiam serdecznie!

Zu

czwartek, 1 kwietnia 2010

Misz - masz

A więc(a więc - dwója bęc, jak mawiała moja wychowawczyni w podstawówce)!

Chłopy wróciły całe i zdrowe - a więcej o wyprawie możecie przeczytać tutaj
Jutro znowu jadą - na szczęście tylko na jeden dzień "obstawiać" drogę krzyżową na Tarnicę w Bieszczadach.


Nie mam zbyt wiele do pokazania, kończyłam szyć zamówieniowe kopertówki w znanych Wam wzorach, uszyłam jedną "wielką toreb" ( kolejne 2 czekają do szycia - na szczęscie już nie szare ;) i JEDNĄ czerwoną :) Dlatego też, żeby nie było że zatrybiłam się w szarościach, pokazuję Wam ją :)



A ponadto:
Nie mogę spać, nie mogę jeść ( to akurat mi nie zaszkodzi;)) i nie mogę się skupić na niczym bo MAM PLAN!
Jak już gdzieś wspominałam, mieszkamy w domu, w którym praktycznie nic nie jest jeszcze "na zero". Mieszkamy na dole, gdzie mamy kuchnię, łazienkę, werandę, pokój Michała i "nasz" pokój - w którym jest wszystko. Nawet nie wiem jak w skrócie napisać o co mi chodzi BO : po pierwsze nasz dom najpierw był przeznaczony do rozbiórki - potem okazało się, że szkoda go rozbierać, bo "nie ma chroboka" jak to u nas mówią ( czyli, że kornik nie zeżarł no i że jest w na tyle dobrym stanie, że po prostu szkoda. Wobec czego był plan na agroturystykę - my w tym czasie mieszkaliśmy w naszym mieszkanku w kamienicy na rynku w mieście i jakoś nie wiadomo dlaczego od razu się nie zainteresowaliśmy "naszym" domem. Tak czy siak po planie agroturystyka ( w domu zostały podniesione stropy - bo sanepid, poszerzone drzwi i zwiększona ich ilośc - bo sanepid itd itd - bo sanepid) był plan, że dom będzie dla moich dziadków, żeby mogli sobie przyjeżdzać i być blisko moich rodziców. Po czym nagle pojawił się NIESAMOWITY plan - "dom będzie dla NAS". Nie namyślając się długo podjęliśmy dezycję o przeprowadzce, co oznaczało gnieżdzenie się z Michałem i moim brzuchem z Krysią w środku, w jednym pokoju z łazienką bez kuchni i w ogóle wszystkiego. Ale tak bardzo chcieliśmy już zamieszkać w "naszym" domu, że wygody zeszły na plan drugi. Z biegiem czasu robiliśmy powoli pomieszczenia na dole, aż do stanu który jest teraz. No i teraz :) Plany na najbliższe miesiące mamy przerażające bo po pierwsze - chcemy podciągnąć gaz - wiadomo, koszty, robota, robotnicy, rury. Postawić schody na górę - już są prawie gotowe, a nawet prawie zapłacone ;), przed zimą ocieplić i oszalować całą chałupę - no i najważniejsze - dobudować ganek! Marzę o nim jak o niczym innym w tym momencie! Przez to że wchodzimy prosto "z pola" do chałupy - mamy brud, smród i zimno - także muszę mieć ten ganek! A skoro będzie ganek, to cały dół będzie można przerobić tak, że będziemy mieć z 30m kwadratowych powierzchni więcej - tylko że to wiąże się z robotą - a jeszcze góra jest nieskończona! Ale na górze z kolei już tak niewiele brakuje - już prawie są wszystkie podłogi i część ścian z płytami, że no też szkoda byłoby teraz tego nie skończyć..A mocy przerobowych brak! Dlatego też być może zdecydujemy się, na wynajęcie "ekipy" - co do tej pory się nie zdarzało, bo wszystko robiliśmy sami. Zobaczymy.. Jutro zrobię zdjęcia poddasza "za jasnośći" i Wam pokażę ile już jest zrobione :))

Edit: znalazłam kalendarz, w którym przez przypadek znalazły się zdjęcia naszej chałupy, jeszcze z czasów, kiedy przyjeżdzaliśmy "na Piekło" tylko na wakacje :)

Z kalendarzem tym, wiąże się zabawna historia - opisana już gdzieś kiedyś zresztą przez mojego tatę - niestety nie jestem w stanie jej namierzyć, więc opiszę po swojemu ;)
Przeprowadzka z Warszawy, na nasze "Piekło", była absolutną ucieczką i oderwaniem się od naszego dotychczasowego życia. Stolica wykończyła nas, nie trzymało nas tam nic. Nie chcieliśy tam już nigdy wracać, a każda wycieczka na pólnoc od "Piekła" była czymś niechcianym.
Jednak któregoś dnia - a było to na samym początku naszej bytności tutaj, kiedy to jeszcze wiele spraw urzędowych ciągnęło się za nami aż do znienawidzonego miasta - tata odebrał z poczty pismo. Z urzędu skarbowego! Sama koperta wyglądała groźnie, a prośba o stawienie się w pokoju nr 8, dnia tego i tego, w urzędzie w Warszawie brzmiała jak wyrok. Wiadomo - urząd skarbowy po nagrody raczej nie zaprasza.
Tata musiał jechać. Była to pora roztopów - grząskiego, ciężkiego śniegu, a pokonanie drogi do wsi graniczyło z cudem i było możliwe tylko po całonocnym kopaniu i przebijaniu się Gazikiem, przez zwały białej masy. Tata wstał bardzo wcześnie - koło 2 był już we wsi. Ubrany jak na wojnę, w gumofilcach, upaprany błotem dojechał do urządu około godziny 8 - żeby jak najszybciej sprawę załatwić, i z powrotem wrócić do normalnego świata. Po wejściu do urzędu nie bardzo wiedział w którą stronę ma iśc, żeby dotrzeć do pokoju nr8. Jednak jego wzrok przykuł wiszący na drzwiach kalendarz. Właśnie ten ze zdjęcia. Nie uwierzycie - ale wisiał na drzwiach do pokoju nr8!!
Ojciec złapał za klamkę i pochylony wpatrywał się w swój dom nie wiedząc, czy już mu całkiem odbiło, że w urzędzie skarbowym w Warszawie widzi zdjęcie "swojego miejca na ziemi"??
Stał tak oparty o klamkę - a z pokoju chciał ktoś wyjść. Po krótkiej szarpaninie - ojciec trzymał, a baba ciągnęła - wyłoniła się z pokoju nr 8 urządniczka i ze srogą miną spytała " Co Pan robi??" A mój ojciec patrząc to na nią, to na kalendarz - wskazał na zdjęcie( co mogło być odebrane jako wskazanie na drzwi do pokoju nr 8) i wyjąkał :"Bo ja, tututaj miemieszkam!". Na co Pani odpowiedziała " Yhm,oczywiście"

Sprawę ojciec załatwił szybko - okazało się, że to nic groźnego było. A kalendarz okazał się dziełem znajomego, który był u nas kiedyś na Święta i popstrykał trochę zdjęć :)

Taki Świat mały :))

Pozdrowienia!
Zu

A na dziś jeszcze trochę zdjęć naszego porzuconego mieszkanka na Rynku - w którym spędziliśmy również wiele cudownych i szczęsliwych chwil :)