poniedziałek, 22 lutego 2010

Urlop :)

Pozdrawiam serdecznie z wyjazdu, na który wybraliśmy się ( a jakże! ) na narty ;)
W związku z przygotowaniami, jeszcze bardziej nie miałam czasu niż zwykle, wobec czego proszę o wyrozumiałość wszystkich czekających na odpowiedzi.
Przyjechaliśmy w sobotę, po całonocnej podróży. Krystyna zniosła ją świetnie, jazdę na nartach zresztą również - a baliśmy się jak to będzie. Okazało się jednak, że to z Michałem gorzej się gdzies wybrać, jak zwykle "nie ogarnia" rzeczywistości. A to zakłada rękawiczki w momencie, kiedy jest jeszcze w piżamie, a to zapomni zapiąć buty i ledwo jedzie w rozpiętych, albo zostawia kask w restauracji i orientuje się tuż przed odjazdem wagonika kolejki..
Takze po urlopie trzeba będzie jeszcze parę dni odpocząc ;) coś czuję :)
Ja mam zakwasy na łydach ;) - ostatnio sezon "przepadł" mi, bo rodziłam Krysię, także czuję jaka jestem nieprzygotowana. Nawet mam siniaka od tachania nart na ramieniu :)
No to pozdrawiam Was po alpejsku i idę zmieniać pieluchę :) bo Michał krzyczy, że Krysia śmierdzi kupą w niebogłosy.

Zu




sobota, 13 lutego 2010

Urodziny, stare narty, torba do wózka :)

Powitać, powitać!!
Krysia właśnie padła sama w łóżeczku, więc piszę.
Czasu brakuje mi na wszystko. Nie wiem jak inni sobie radzą, skoro ja nie chodząc codziennie do pracy, posiadając tylko dwójkę, a nie na przykład 6 dzieci, nie ogarniam. A wydaje mi się, że jestem dość wydajna ;) i raczej nie leniwa. Kładę się spać o 1- 2 w nocy, wstaję o 7 -8..nie wiem, z czego tu zrezygnować?? Z porządku? Z jedzenia? Z szycia???
A wiecie, że są ludzie, którzy się NUDZĄ?? Nie mają CO ROBIĆ?? Znam takich, serio! Nie wiem jak to możliwe. Ja w każdym razie nie mam czasu załadować ;)
A myśli po głowie tyle i pomysłów tyle chodzi!!
Z racji tego, że dziś są mooojee urooodzinyyy ;) zadzwoniła do mnie przyjaciółka ( ściskam Cię kochana moja Magdo :) ), życzyła szczęścia, miłości, spełnienia, po czym zreflektowała się, że tak właściwie to nie wie, czego mi może życzyć - bo przecież mam "wszystko na fulla". I rzeczywiście. W wieku 27 ( HA!) lat Bóg dał mi wszystko o czym marzyłam. A jeśli nie dał i czegoś o czym marzyłam, to może i całe szczęscie - bo czasem trzeba uważać o czym się marzy!
W swoim życiu zdążyłam jednak "swoje przejść" i może dzięki temu tak bardzo doceniam to, co mam teraz. Miejsce w którym mieszkam, ludzi których kocham.
Nie zawsze było fajnie. Starszego syna wychowywałam właściwie sama, w jednym pokoju w Warszawie, studiując, pracując i walcząc o każdy kolejny dzień. Z daleka od przyjaciół, rodziców, DOMU. Z ogromnymi problemami osobistymi..

Teraz mam wszystko. Codziennie dziękuję Bogu. Jak podciągam rano rolety na werandzie i widzę sarny wyjadające kukurydzę z NASZEGO pola, jak jadę na pocztę i na wprost widzę pasmo Bukowicy, po prawej wyciąg w Chyrowej, a jeszcze bardziej po prawej,. przy dobrej widoczności, nawet Tatry. Jak wchodzę na pocztę i odbieram paczki nie pokazując dowodu, a Pani z okienka woła do Pana Mietka Listonosza " Mietek, jest coś na górę"?? I jak wysyłam męża do sklepu po wafelki - i nie wie jakie kupić, a Pani Sprzedawczyni mówi, że " żona ostatnio kupowała TE" ( a było to miesiąc wcześniej).
I jak zimą ktoś idzie drogą, i wszyscy zbieramy się przy oknie bo "KTOŚ IDZIE", a nie zdarza się to często. I jak wieczorem przychodzą do nas rodzice, siedzimy, gadamy, jemy ( niestety;)) i Bartek nalewa tacie agrestówkę, a mama mówi, no wreszcie, nalej ojcu bo nigdy nie wyjdzie!
Jestem najszczęśliwszą osobą na Świecie, wiecie? W dzień swoich 27 urodzin, proszę Ciebie Boże, żeby było tak jak jest, nic więcej nie chcę, niczego więcej nie potrzebuję! Mam wszystko!





Po wstępie urodzinowym, pokazuję, czemu siedziałam ostatnio do 2 w nocy :)
Uszyłam sobie torbę " do wózka", chciałam, żeby była w miarę ciemna ( nie widać brudu ;)) i w miarę nieprzemakalna. W trakcie szycia okazało się, że mam mniej materiału niż myślałam, musiałam zrezygnować z kieszeni, nie szło mi to szycie w ogóle, byłam już padnięta i psychicznie i fizycznie - prułam 100razy, ale chciałam skończyć - i JEST. Znowu krzywo i brzydko bo dla siebie ;) Ale mieści mi się pod wózkiem, no i w srodku materiał jest nieprzemakalny, także może w miarę praktyczny.



Uszyłam też dwa portfele - kolekcja "wiosna 2010" ;)




a także kapciochy na zamówienie w czerwono białą kratkę ( takich jeszcze nie było ;))




Zaraz biorę się za sałatkę i zapiekankę, ferie warszawskie za nami, nasi goście - obozowe dzieci wyjechały, czas usiąść spokojnie i poświętować :)
Gra mi dziś Tola Mankiewiczówna, Hanka Ordonówna, Eugeniusz Bodo.. :)
A wiecie czemu? Bo szykujemy się na JUTRO :)A wiecie co jest jutro? Dzień Drewnianej Narty :) Na stoku Kiczera w Puławach Górnych :)
Zamieszczam zdjęcia mojego ukochanego, wczoraj robił za "reklamę" tej imprezy ;)którą zresztą sam - wespół z moim tatą, organizuje ;)


Bawi mnie to bardzo :) taki powrót do przeszłości. Ta muzyka, te stroje, te NARTY:) Zabić się można!
Mieszkam w stuletnim domu, gram na stuletnim fortepianie, jeżdzę prawie stuletnim motocyklem ;), mamy prawie stuletni ;) samochód, stuletnie narty, a nawet do niedawna miałam stuletnią prababcię :) ( zmarła w zeszłe lato, w wieku 102lat!).
Jednocześnie korzystam z internetu, mam pralkę, telefon i nawet czasem "modne" ubrania :)
Udało nam się chyba połączyć te dwa światy, w najlepszej konfiguracji :)



A teraz odpowiadam na pytania ;)
Po pierwsze sprawdziłam wiadomości - śmieci, i znalazłam mnóstwo maili, nie zauważonych wcześniej! Odpiszę jak tylko znajdę chwilę, obiecuję.

Po drugie, śmiałam się jak pisałyście w komentarzach że Wasz dzień wygląda podobnie :) pocieszające ;)Nie wiem co bym robiła, gdybym nie miała tej dwójki czupurów ;)

Entliczku - preparat wyszukałam na ebayu, wpisując soles liquid :) Jak będe mieć chwilę, do podeślę Ci mailem linki.

DZiękuję za wszystkie wyróżnienia - również jak znajdę chwilę, to rozdysponuję ;)

Mamo Dorotki!!
Jak ten świat - a własciwie internet mały :) Doskonale pamiętam Dorotkę - a najbardziej w pamięci została mi jej pierwsza noc spędzona u nas. Bidulka była chora, nie mogła spać, a za oknem szalała POTWORNA burza! Po takiej inauguracji myślałam, że już jej nigdy nie zobaczymy ;))
Pozdrowienia od nas i od rodziców!!

Asiu, Wojtku!
Zapraszam serdecznie! Trzymam za słowo!!


Pozdrawiam serdecznie Was wszystkich, nucąc "Baby! Ach te baby!"

Zu

poniedziałek, 8 lutego 2010

Trochę szycia, trochę życia :)

W ostatnich dniach nie miałam zbyt dużo czasu na maszynę, ponieważ zaczęły się ferie warszawskie, co oznacza, że mój małżonek ma pełne ręce roboty, a to z kolei oznacza, że ja siedzę sama z dziećmi od świtu do nocy. Z dwójki moich dzieci jedno jest ząbkujące, a drugie ma stosunek olewczy do wszystkiego co związane z nauką i porządkiem w pokoju.

W ogóle mam wrażenie, że te ostatnie kilka dni to nie dość, że dzień świstaka, to na dodatek dzień świra.
Mąż wstaje najwcześniej, zapala w piecu, je śniadanie, wychodzi odśnieżać, skrobać szyby itd.
Wstaję ja, przewijam,ubieram Kryskę i wkładam do krzesełka w kuchni. Zaczyna się wrzask.
Nastawiam wodę, idę budzić Michała. Robię mu herbatę i kanapki do szkoły. Znowu idę budzić Michała. Sprawdzam czy ma spakowany plecak. Nie ma. Pakuję. Budzę Michała.
Wstał. Idę do Kryski, która już prawie wyskoczyła z wsciekłości z krzesełka.
Daję jej mleko. Idę zobaczyć w jakim stanie jest Michał. Michał ma założoną jedną nogawkę od kalesonów, zapomniał o majtkach i czyta książkę. 10 min do wyjścia. Wrzeszczę, że ma iść jeść. On wrzeszczy że nie będzie jadł, więc ja wrzeszczę, że w takim razie ma się iśc myć. Michał idzie do łazienki, ja zajmuję się Kryską. Idę zobaczyć czy Michał się myje. Michał nałożył pastę na szczoteczkę i układa figurki z filmu Alvin i Wiewiórki na parapecie. Wrzeszczę. Michał nie przyspiesza ani trochę.
Idzie się ubrać. Kurtka, czapka, szalik. Wychodzi. Patrzę przez okno, idzie w kapciach. Wraca, zmienia kapcie na buty.
Wychodzi. Samochód odjeżdża...ufffffffff.
Chwila na kawę.
Zaczynam sprzątać. Pokój Michała zamykam, żeby nie drażnił mych oczu.
Wyciągam odkurzacz. Krysce się nie podoba. Sadzam ją na podłodze. Przeciągam krzesełko na środek kuchni, żeby zastawić szuflady, żeby nie otwierała ( takie mamy szuflady, że zabezpieczenia nie działają). Zaczynam odkurzać. Okruchy z fotelika, podłogi. Pająki ze ścian i sufitu. Łazienka, przedpokój, udało się.
Nalewam wody do wiadra z mopem. Kryska skubie wrzosy. Zabieram ją od wrzosów. RYK. Sadzam ją do krzesełka i daję chrupka. Włączam odkurzacz i wciągam leżące na podłodze kawałki wrzosów. Chowam odkurzacz, biorę mopa. Najpierw weranda, żeby wyschło. Wyjmuję Kryskę z krzesełka. Włączam odkurzacz, z Kryską pod pachą odkurzam okruchy z krzesełka. Weranda wyschła. Wkładam Kryśkę na werandę, idę myć podłogi. W łazience nastawiam pranie. Zanim nastawiam, wyciągam z kieszeni spodni Michała, papierek po batonie, 2zł, baterię, kamyk, naklejkę, chusteczkę.
Podłogi wyschnięte. Idę pościelić łóżko. Kryska zaczyna się denerwować. Biorę Kryskę,idę z nią na werandę, chcę ją posadzić na podłodze - nie chce. Chce, żeby jej zdjąć skrzypce które wiszą na ścianie. Zdejumuję, Kryska "gra". Odkładam skrzypce.
Widzę,że Kryska śpiąca, idę ją położyć. Kryska zasypia, po 10 min sesji wyrywania się i wstawania z zamkniętymi oczami.

Pół godziny dla siebie.

Robię sobie śniadanie. W trakcie ubieram się, sprzątam w łazience. Jeszcze tylko zrobić herbatkę. Uff.. siadam sobie do śniadania z gazetką ( jest południe), pierwszy kęs.... iiii jęk. Obudziła się. Rozbudzona nie chce ani siedzieć, ani się bawić. Tylko na rękach.
Wyprało się pranie. Ale żeby powiesić, najpierw muszę ściągnąć suche z suszarki i poskładać. Zmywarka pika, trzeba rozładować.

NIE, nie, nie. Koniec. Nie opowiadam dalej :) Samo pisanie mnie zmęczyło!
W każdym razie, od świtu do nocy latam jak nakręcona, żeby było czysto, żeby dzieci nie jęczały i w ogóle, żeby mieć czyste sumienie, i z tym czystym sumieniem móc usiąść do maszyny. Niestety zazwyczaj jak już wreszcie mąż wróci i mógłby przejąć Kryskę, to już jest tak późno, że Kryśka zasypia, a zaczyna się polka z Michałem. Bo nie chce myć zębów, bo nie chce iść spać, bo nie chce się pakować,bo nie chce grać na trąbce ;)i jak już w końcu i jego uda się spacyfikować, to mam ochotę tylko na wyro ;)

Dlatego też, w związku w powyższym ;) uszyłam tylko pościel dla Małej i sukienkę. Tzn w sumie jeszcze uszyłam parę innych rzeczy "zamówieniowych" - ale takich samych, jak już pokazywałam, więc nie pokazuję ;)


A tak dla rozluźnienia, bo niezbyt rozluźniającym wstępie, chciałam tylko podzielić się takim moim osobistym paradoksem. Pomimo tego, że mieszkamy na "zadupiu" tak zwanym, i że nie da się do nas dojechać "normalnym" samochodem ( a nie, przepraszam, w zeszłym tygodniu kolega dojechał - ale 2 km jechał na wstecznym ;)), w sumie prawie 2 km wcześniej trzeba zostawić samochód i albo iśc dalej na nogach, albo liczyć na naszą łaskę i wywiezienie na górę samochodem 4x4 - to odwiedza nas ktoś codziennie :) a czasem i po kilkoro gości mamy :) Pomimo tego, że niektórych najpierw musimy wyciągać z rowów ;) Jakoś nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek nas odwiedzał jak mieszkaliśmy w Warszawie - pomimo tego, że na tych samych 100 metrach kwadratowych podstawy naszego bloku mieszkało jakieś milion osób.
Tu to jakieś takie normalne jest. Codziennie jemy razem posiłki - jak ktoś przyjdzie to się przysiada, w południe pijemy nalewkę i to jest takie naturalne, takie bez wysilania się, bez "grania". Takie po prostu.
W ostatnim poście napomknęłam, że na pewno łatwiej się żyje na odludziu, jak się ma internet ;) Kolejnym punktem, na pewno jest to, że na "naszym" odludziu stoją dwa domy obok siebie. Nasz, i dom moich rodziców:) na który można zerknąć pod www.osrodek-pieklo.dorsum.pl .Na stronie też znajdziecie wytłumaczenie, co robimy w czasie ferii i wakacji ;)



Mam wrażenie, że moje wpisy są strasznie chaotyczne, ale do przekazania tak dużo, a czasu tak mało...
O i właśnie się Kryska zaczyna wiercić...ech
No to pokazuję, co wyszło w tym tygodniu i lecę - oczywiście do maszyny.

Sukienka - tunika, czasem mam ochotę uszyć coś małego, a czasem coś dużego :) Nie wiem od czego to zależy :)



No i pościel Małej, z "przybornikiem" który jest krzywy i brzydki, ale już się tak chciałam to skończyc, ze się nie starałam zbytnio ;) Jak szyję "dla siebie" to jakoś mniej się przykładam ;)





Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. A jakby ktoś był w okolicy to zapraszam na pogaduchy niewirtualne!
Zu


A na koniec jeszcze, chciałam się z Wami podzielić myślą, która chodzi mi ostatnio po głowie. Otóż cały czas zastanawiam się, " skąd mi się wzięło to szycie"? Nagle po prostu mnie tak jakoś "natchło":)?
I może to naiwne, ale pomyślałam, że wiem chyba już skąd mi się to wzięło.
Mojego męża mama zmarła dawno - ponad 20 lat temu. Nie miałam szansy Jej poznać. Ale właśnie Ona - babcia Krysia - szyła. Była po szkole krawieckiej i wieczorami stawiała maszynę w kuchni i "jechała" jak to mawia mój mąż. Szyła stroje na bale córkom sąsiadek, skracała, przerabiała cudowała :)
I to właśnie ona, zsyła mi z góry ten dar :) Podpowiada i pomaga. Wiem to! Czuję!
Szkoda, że nie możemy usiąść razem..