czwartek, 29 grudnia 2011

Przyjemność

Ostatnie dni przed Świętami były tak szaleńczo szaleńcze, że nawet nie miałam czasu ani siły pomyśleć o blogu. Niczym elfy Świętego Mikołaja uwijaliśmy się, aby każdy kto zamówił naszą torebkę na prezent, zdążył ją odebrać i położyć pod choinką.
Dziękuję Wam bardzo za te zamówienia! Bardzo bardzo! Ciężko mi uwierzyć, że tak dużo tego było!
Oczywiście wielką radość daje mi to szycie, ale jest ona spotęgowana milionkrotnie ( dziwne słowo ;)) wtedy, gdy widzę, że podoba się to Wam. Odbiorcom, potencjalnym klientom. Wtedy, gdy dostaję maile z podziękowaniami, zdjęcia obdarowanych z nową torebką czy nawet nocne tajne smsy :) - tajne, bo pisane w tajemnicy przed żoną, dla której torebka miała być prezentem :)
Każdy osobisty ślad, każde słowo - po prostu dodają skrzydeł. Głupi frazes, ale właśnie tak to działa :)

Muszę przeprosić za brak życzeń Świątecznych dla Was, tu na blogu. Bądźcie jednak pewni, że ja na codzień życzę Wam Wszystkiego Najlepszego! Nie tylko na Święta :)
Ostatnio przestałam tylko życzyć "spełnienia marzeń" - bo okazuje się, że życie potrafi pisać lepsze scenariusze niż nasze najwspanialsze marzenia :))
Jakby moje się spełniły, to pewnie byłabym punkową perkusistką, albo co najmniej zawodnikiem motocrossowym ;))

Dla uatrakcyjnienia posta zamieszczam zdjęcie obdarowanej, otrzymane od obdarowującej :) Prawda, że fajne :)))???



Zdjęcie jest od http://gwiszcz.pl/karolina/ Jeszcze raz tu na łamach, bardzo dziękuję!

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i idę poćwiczyć moje zastane kopyta, bo jednak bądź co badź to sezon narciarski!

Zuzia

środa, 30 listopada 2011

Kim jestem?



Macie jakiś pomysł? Kim jestem?
Projektantką? Krawcową? Producentem toreb? Rzemieślnik kaletnik? Bo jak się mnie ktoś pyta czym się zajmuję w "życiu" to co ja mam mówić :)?

Dziś powrót do korzeni. Kilka toreb, nowych starych, różnych :)
Jak nietrudno się domyśleć, od jakiegoś czasu szycie toreb stało się moim "sposobem na życie". Już rok minął od założenia firmy. Nie pamiętam kto,( Magda? ) ale ktoś napisał mi wtedy, przed rokiem, jak pisałam że zakładam firmę, że będę potrzebowała dużo wsparcia.
To święte słowa były. Gdyby nie spokój i opanowanie mojego męża, pomoc rodziców i wszystkich których mogłam o tę pomoc poprosić, to byłabym w ... hmm no właśnie tam ;)
Przez ten rok bardzo się rozwinęłam, dojrzałam w tym co robię. A może tak mi się tylko wydaje? :) Ja mam poczucie, że z każdym dniem, z każdą kolejną torbą jest coraz lepiej. Że każda kolejna uszyta rzecz jest lepsza od poprzedniej. Cieszy mnie bardzo to, że niezmiennie sprawia mi to ogromną frajdę i daje mnóstwo satysfakcji. Naprawdę :) Idę do pracy i się cieszę, że tam idę. Czy można sobie wymarzyć lepszy "kawałek chleba"?
Od pewnego czasu stale współpracuję z cudowną krawcową, a przy tym fantastyczną babką - Anią. I szczerze, gdyby nie ona, nie zrobiłabym 1/100 tego co udało mi się zrobić.
Ania potrafi wszystko. Na dodatek nie dość że wszystko potrafi uszyć, to jeszcze potrafi to wytłumaczyć, a robi to w takim tempie, że może się zakręcić w głowie!
Dzięki Ania :)) Bez Ciebie to wiesz ... Nic by nie było ;)))

Zatem, kilka zdjęć.
Torba uszyta z ekozamszu typu alcantara, bawełnianej podszewki i skóry naturalnej :)





Ta z kolei, z zamszu naturalnego, bawełnianej podszewki i skóry naturalnej :)





Sporo szyjemy ostatnio ze skór naturalnych. Niełatwe, ale wdzięczne :)





I tak od roku, codziennie wieczorem nie mogę się nadziwić i nadziękować Opatrzności, że mogę robić to, co robię..

Pozdrawiam gorąco! I czekam na śnieg :))))

Zu

niedziela, 27 listopada 2011

Post Dziękczynny - bo trzeba mieć fantazję!




Ostatnio moja mama poprzegrywała filmy z VHSu na DVD. Stare, sprzed około 20 lat.
Znalazły się tam między innymi moje występy z Domowego Przedszkola ( dziury w kapciach na wystające palce to chyba był standard? ), nagrania moich egzaminów ze szkoły muzycznej, ale również imprezy moich rodziców, bal przebierańców na którym przebrany za cygankę dentysta rwał zęba facetowi przebranemu za baletnicę, narzędziami pozyczonymi od dentystki przebranej za dentystkę. Nagrania imprez motocyklowych - bo przede wszystkim na takie wtedy rodzice jeździli, a że zawsze brali mnie ze sobą, miałam niezły powrót do przeszłości. Mój tato w dredach, moja mama w skórzanych spodniach, z warkoczem, wszyscy zapakowani do busa "ogórka", z motocyklami na pace. Ja spałam sobie wygodnie z tyłu, na silniku. Ciepło było, mieściłam się. To były fantastyczne czasy. Pamiętam że w skrytce z przodu, zamykanej na chromowaną klameczkę, był śpiewnik i potrafiliśmy całą drogę "prześpiewać" - pamiętam, jak pytałam mamę, co to znaczy "szlochać" ( " Z młodej piersi się wyrwało i za wojskiem poleciało tralala i po nocach tęsknisz szlochasz").
Pamiętam jak na Wyścigach Motocykli Zabytkowych w Olsztynie, moja mama wyprzedziła mojego tatę.. wywalił się na winklu, a moja mama z godnością go objechała :)

Wydaje mi się, że my też mamy fantazję. Ale jaka to fantazja, w porównaniu do tej, moich rodziców? Za tak ciężkich czasów.. Gdzie mój tato czekał na paszport 2 lata, żeby pojechać na wymarzoną wyprawę do Anglii, zabytkowym angielskim motocyklem.. Ja miałam 3 latka, tato 27.. odrestaurował sam w garażu, kupiony w częściach motocykl, którego w Polsce nikt wcześniej nie widział.. bez takiej dostępności informacji jak teraz, bez internetu - ba! bez telefonu! Chciał i zrobił. A jak w końcu udało mu się wyruszyć, to w angielskiej prasie motocyklowej był na okładkach, bo było to zjawisko, że gość zza żelaznej kurtyny, przyjechał na angielskim, własnoręcznie odrestaurowanym motocyklu, w białych trampkach i kasku spadochroniarskim..
A w mojej szkole muzycznej, do której potem poszłam, nauczyciele często nie odpowiadali mu dzień dobry. Bo miał dredy i przyjechał motocyklem, a nie grał pierwszych skrzypiec w filharmonii. Ja miałam sporo nieobecności - bo dużo wyjeżdzaliśmy. Nie grałam po 8 godzin dziennie, jak niektóre koleżanki z klasy. Ale czy to był powód aby tak nas traktować? Prawda, że nie? Ale ile ja się strachu najadłam ile poniżających słów musiałam przyjąć na klatę.. I co? :)

I dziękuję moim rodzicom, że nigdy nie dali się włożyć w tryby, w tryby życia z klapkami na oczach, w tryby "normalnego" życia. Dziekuję, że pokazali mi, że można żyć inaczej, z fantazją, nie zamykając się na nic. Nie dając zwodzić pozorom.
Mamo, Tato - dziękuję!
Dziękuję za granie po nocach w piłkarzyki, za przeciągające się do 4 nad ranem próby zespołu, za jazdę telemarkiem, za przegadane kolacje, śniadania i obiady.
Za imprezy ze zjazdami na nartach po trawie i tańcami na bosaka do rana.







Z pozdrowieniami dla wszystkich, nie mieszczących się w ramach "normalnego" życia! :))

Zu

niedziela, 20 listopada 2011

Maszeruj z chamem albo giń..

Przepraszam, że tak rzadko. Przepraszam, że jak już, to krótko. Przepraszam.

Od kilku dni piosenka SDMu nie chce się ode mnie odczepić. Niestety na każdym kroku napotykam sytuacje, gdzie tekst ten sam wpada z powrotem do głowy.

Tydzień temu byliśmy w Cisnej na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa. Był to koncert zorganizowany w ramach 50lecia Grupy Bieszczadzkiej GOPR.
Nie wiem, czy znacie ich najnowszą płytę, ale właśnie ten materiał głównie przedstawili. Bardzo bardzo mocny. Bardzo bardzo przygnębiający. I na dodatek bez cienia nadziei. Bez żadnego promyczka. Nie wiem czy był to repertuar dobry do świętowania takich obchodów, ale na pewno był dobry do zadumy, refleksji i przypomnienia sobie jak hierarchia wartości powinna wyglądać.
Chamstwo w narodzie, jak mawia mój mąż.
Uciekliśmy od tego jak daleko tylko mogliśmy. Ale i tu nas to dosięga, niestety. Świat bez wartości. Powierzchowny. Bez treści. Bez ambicji, honoru. Bez charakteru. Obślizgły, chamski, wulgarny. Oszukany.

Może dlatego, że jestem młodsza, a może dlatego, ze bardziej naiwna. A może dlatego, że jestem po prostu inaczej skonstruowana, oprócz tego wszystkiego co widzi Myszkowski, ja widzę też światełko. Światełko dla wybranych, którzy nie pójdą z chamem za rękę.

Widzicie je też?

Zu

niedziela, 30 października 2011

Wrażenia popokazowe..


Lubię ten stan - najpierw cieszę się na coś co ma się wydarzyć, ale zaraz potem cieszę się że już po :)
Jak zwykle przed wyjazdem bez męża i dzieci miałam cykora - chyba najbardziej bałam się o to, że tęsknota przysłoni radość z fajnie spędzonego czasu. Chwała Bogu pojechała ze mną przyjaciółka z Irlandii, która szczęście w nieszczęściu przyleciała do Polski na operację i była w takcie rekonwalescencji :) i mogła ze mną jechać :)
A właściwie lecieć, bo poleciałyśmy do Warszawy samolotem - bilet był droższy o 25zł niż bus ;) a byłyśmy o 6 godzin szybciej ;)

Jeśli chodzi o sam pokaz, cóż. Pamiętajcie, że ja jestem ze wsi i może trochę inaczej odbieram rzeczywistość.. ale wydaje mi się, że w tym wszystkim za mało jest treści. Nie chodzi mi nawet tylko o pokaz, raczej o cały "ten" świat. Ja lubię po prostu robić swoje. Nie oglądając się na nic - czy modne, czy wypada, czy z kim albo gdzie.
Robię to co lubię, nie kalkuluję i nie lawiruję. Po prostu robię torebki :) Nie pcham się, nie cisnę.
Oczywiście bardzo się cieszę, że miałam okazję zaprezentować się w takich okolicznościach jak Bags Show, bo było to ciekawe doświadczenie, no i przede wszystkim pewnie niezbędne jak się "robi modę". Fajnie też zobaczyć swoje nazwisko na dużym ekranie :)
Moja mama była w takim stresie, że jak Pan Ochroniarz spytał ją o miejsce, to powiedziała, że jest córką Zuzi Górskiej.. ;) Już o nic więcej nie pytał ;)

Bardzo też było miłe to, że miałam taką fajną "świtę", dziękuję też Ani Karamon i Marcie że przyszły zobaczyć :) No i oczywiście innym dziewczynom z "moimi" torebkami, które widziałam :)) I przede wszystkim wszystkim którzy trzymali kciuki :) Dziękuję, jak czytałam Wasze komentarze, że nie mam się czego obawiać, to trochę się obawiać przestałam :)


Chronologicznie idąc, dwa dni po pokazie jeszcze "zaliczyłyśmy" w Warszawie otwarcie butiku - pracowni, moich koleżanek - zajrzyjcie tu Vzoor - moda na szycie.

To był intensywny tydzień, jak wróciłam w sobotę, to usypiając Krysię zasnęłam w opakowaniu :) A mąż łaskawca stwierdził, że byłam taka zmęczona, że myślał, że nie chciałabym żeby mnie budzić. I do rana się tak mordowałam w spodniach, skarpetkach itd.. ;)

Dobrze, że już po :) Że znowu jestem u siebie :) W swoim świecie, przy swojej maszynie :)

Pozdrawiam ciepło,
Zuzia

niedziela, 16 października 2011

Bags Show - finał Bag Designer Awards 2011 :)

Witajcie :)
Aż wstyd się po takiej przerwie odzywać, ale może usprawiedliwi mnie fakt, że przez ostatnie tygodnie szykowałam się do pokazu, na którym ma wystąpić moja najnowsza kolekcja :))
Cały czas nie mogę się nadziwić organizatorom że to właśnie mi, obok marek takich jak Batycki, Coccinelle, Baldinini i Goshico dali możliwość zaprezentowania swoich prac :)
Staram się jak mogę i wraz z kochanymi dziewczynami z którymi współpracuję ( Dzięki Kochane!!) uwijamy się w pocie czoła, żeby 19tego wszystko było zapięte na ostatni guzik. A właściwie na zatrzask ;)
Nie powiem, że nie mam cykora, bo mam jak pieron. Mam nadzieję, że stanę na wysokości zadania, a moje torby spodobają się oglądającym i nie będę musiała w popłochu uciekać przed lecącymi jajkami i pomidorami z towarzyszącym głośnym BUUUUUUUUUUUUUU!!!
Sie okaże.
Muszę jakoś do środy uczłowieczyć, buty z gumiaków na szpilki przebrać i ..ma być git :)
Proszę, trzymajcie kciuki...

Więcej o całym BDA oraz pokazie na www.tajemnicedamskiejtorebki.pl :)

Pozdrawiam serdecznie i przepraszam, że tak rzadko. Ale już nie mam z czego uszczknąć ani minuty.

Zuzia

Ps. Kilka zdjęć torebek, z kolekcji przygotowanej na pokaz :)



czwartek, 29 września 2011

Tejemnice Damskiej Torebki :) Konkurs !! :))


Jako, że domyślam się, że blog odwiedzają zainteresowani torebkami :), projektowaniem oraz szyciem, zapraszam do udziału w konkursie :)
Zajrzyjcie na www.tajemnicedamskiejtorebki.pl tam znajdziecie szczegóły.
Często dostaję od Was maile z pytaniem " jak zacząć"? Może to jest dobry moment, może właśnie teraz :) Wyślijcie swój projekt, a może zrealizuje go firma Batycki:))
Serdecznie zapraszam, myślę, że to naprawdę świetna okazja :)

Pozdrawiam Was serdecznie i wracam do maszyny jak zwykle :)))

niedziela, 4 września 2011

Kupa sprzętu, brak talentu ;) - o wyborze maszyny :)




Witajcie :)


Dacie wiare? Wrzesień?? A gdzie lipiec? A sierpień? Już był???

Tak to jest, jak się nie wyrabia człowiek z niczym, to czas biegnie conajmniej jak Usain Bolt.

Mam wrażenie, że poprzedniego posta zamieściłam tydzień, no, dwa temu. A tu.. Miesiąc?

Dziś chciałabym napisać o tym jak zacząć, jaką maszynę wybrać, co jest nam potrzebne, aby zacząć SZYĆ :)
Często dostaję maila z takimi pytaniami, w związku z czym, liczę na to, że moje wypociny przydadzą się komuś, coś rozjaśnią, coś wyjaśnią :)

Otóż, kiedy zaczynałam szyć, miałam tępe nożyczki i starego Łucznika, a że chciałam zacząć JUŻ NATYCHMIAST jak mi to przyszło do głowy, nie miałam czasu na kompletowanie innego sprzętu.
I właściwie to chyba taki start mogę polecić - bo po pierwsze:
Każdy ma w domu starego Łucznika ( albo babcia, albo ciocia, no ktoś ma na pewno!), po drugie, jak to zawsze mawiał mój tato, jak się nauczysz na słabym, no na każdym będziesz umiał ( tyczyło się to zarówno jazdy na nartach, jazdy motocyklem i kilku innych czynności ;))

"Stary Łucznik" szył wiele świetnych kreacji, spodni, sukni, wszystkiego czego w sklepach nie było :)w związku z czym śmiem twierdzić, że każdy kto chce się nauczyć szyć, może na takim zacząć :)
Co prawda pracuje jak kombajn i trzęsie chałupą, ale czego się nie robi dla przyjemności :)
Na początek warto spróbować szyć rzeczy proste - hitem jest chyba poszewka na poduszkę, kogo nie spytam, to pierwszą uszył właśnie poszewkę :)

Jak ktoś juz "załapie" i chce poprawić sobie jakośc pracy, chce kupić maszynę nowocześniejszą, ma naprawdę szeroki wybór. Oczywiście wszystko kwestia "piniędzy". Ja polecam kupić prostszy model "lepszej" firmy ( jaka to lepsza według mnie, zaraz napiszę ;) ) niż bardziej zaawansowany, z większą ilością gadżetów, ale firmy gorszej.
Z mojego doświadczenia wynika, że niestety dzisiejszy Łucznik słabo sobie radzi.. jakoś wykonania jest o wiele słabsza niż na przykład JANOME czy ELNA. Trwałośc niestety też kuleje, i obawiam się, że dzisiejsze Łuczniki, nie przetrwają ani połowy tego, co przetrwały Łuczniki naszych mam, babć i prababć.

Dlatego ja szczerze polecam maszyny firmy Elna bądź Janome. Prostsze modele można kupić już w całkiem rozsądnej cenie, moja Elna przeżyła już dwa lata naprawdę ciężkiego szycia i absolutnie NIC się z nią złego nie stało. Raz tylko moja mama "wygła" nawlekacz, bo nie wiedziała jak użyć ;) i raz była w przeglądzie( maszyna, nie mama), po którym Pan Od Przeglądu pokazał kłębek ( taki jak się koty bawią!) nici i innego "syfku" który wyciągnął ze środka :)( a wydawało mi się, że dbam i że czyszczę ;))

W mojej wątpliwej karierze krawieckiej, kolejną maszyną była już stębnówka przemysłowa, pierwszą była "podróba" Juki, o symbolu GC 8700 - była najtańsza ;)
Miała silnik sprzęgłowy i dużą prędkość w porównaniu do Elny. Do szycia precyzyjniejszych wykończeń używałam jednak nadal Elny, bo nie miałam obczutej na tyle "przemysłówki" żeby zrobić jakieś bardzo perfekcyjne stębnówki czy inne wykończenia. Jednak duży stół na którym stała oraz podnoszenie stopki nogą jak i momentami duża prędkość, były jej niewątpliwym atutem. Brakowało jednak precyzyjności. Myślałam, że to kwestia obczucia, co również niewątpliwie było prawdą, jednak od czasu jak usiadłam na chwilę do maszyny JUKI DDL 8700 u mojej koleżanki w Pracowni, nie mogłam przestać o takiej marzyć. IDEAŁ. Wszystkie zalety Elny i przemysłówki a żadnych wad! Energooszczędny silnik, sterowany elektronicznie, reagujący tak samo precyzyjnie jak Elna, o prędkości 6000! Cichutka praca, duży stół, nie wiem jak to opisać.. to jak przesiąść się z malucha do mercedesa. Niby wszystko tak samo.. a jednak :)
W związku z czym nie namyślałam się długo i w mojej pracowni stanęła taka sama :))

Podsumowując. Jeśli ktoś ma miejsce, trochę większe fundusze, lub planuje związać się z maszyną na stałe ;) szczerze polecam zainwestować w przemysłową stębnówkę, z silnikiem energooszczędnym ( to ważne!) Cena takiej stębnówki to około 2000zł, w takiej cenie można kupić domową Elnę lub Janome ( jak ktoś nie ma miejsca na przemysłówkę, to też będzie zadowolony :)
Jeśli jednak potrzebujecie maszyny do szycia okazjonalnego, małej, którą można postawić na stół w kuchni a potem schować, i nie chcecie wydać majątku, polecam najprotsze modele Elna lub Janome.
Bardzo fajnym gadżetem jest wbudowany nawlekacz nici oraz obcinak, fajną funkcją jest również automatyczne ryglowanie sciegu, jednak bez tego wszystkiego naprawdę da się szyć równie przyjemnie.

Aha i tu zaczyna się pewna schizma ;) ponieważ ja skupiłam się właściwie na szyciu toreb, kopertówek. Do tego potrzebuję niego innego sprzętu niż do szycia ubrań.

W moim przypadku wystarczyła maszyna stębnówka, o prostym ściegu. Do haftów, obrzucania (jak mi przyjdzie do głowy uszyć sobie spodnie na przykład), używam Elny.
Mam za to praskę - napownicę, stemple, nożyki, linijki, ekierki, inne butapreny, rolki klejonki, sztywnika itd.
Do szycia ubrań bardzo potrzebny jest overlock oraz manekin. Bez tego właściwie ciężko.


Jak tak czytam to co piszę, to nie wiem czy rozjaśniam czy zaciemniam :/ Ale nic więcej mi nie przychodzi do głowy. Może spróbujmy zrobić tak, jakby ktoś chciał o coś dopytać, proszę pytajcie w komentarzach. Odpowiedzi postaram się udzielić edytując - dorzucając do posta. Wiem że mi było ciężko ogarnąć sprawę napownicy, metek, klejonek, sztywników. Musiałam wszystkiego się jakoś dowiedzieć z praktyki, może macie jakieś pytanie dotyczące właśnie takich kwestii? Jeśli tak, pytajcie, będę odpowiadać.

Na zdjęciach moja Pracownia :) Miejsce gdzie chodzę z przyjemnością pracować :) I nigdy nie czuję się jak w pracy! :)


Pozdrawiam bardzo serdecznie,

Zuzia











PS. Poza tym wszystko u mnie wszystko dobrze, żeby nie powiedzieć cudownie :) Zdrowie, szczęście i wszelka pomyślność :))

niedziela, 31 lipca 2011

W czasie deszczu..

Podobno w czasie deszczu dzieci się nudzą. Ja czuję się jak dziecko, ale się wcale nie nudzę :) Ani podczas deszczu, ani podczas upałów. Nawet wolę czasem jak leje :) Nie mam wyrzutów sumienia, że się "kiszę" w pracowni.
Jednak solidarnie muszę trochę na pogodę ponarzekać, bo po pierwsze, dzieciaki z Wakacji w Piekle zaczynają roznosić chałupę :), a po drugie, zaczęliśmy szalować dom. ( Tu przypomina mi się dowcip, jak chłop podjeżdza furmanką z węglem i krzyczy" Węęęęgiel przywiozłeeeem" - a koń odwraca się do niego i mówi, kiwając łbem - "Tak, Ty przywiozłeś" :)) ) No więc ja nie szaluję wlasnoręcznie, ale mąż ze swoim teściem - czyli moim ojcem ;)

Często pytaliście jak wygląda dom z zewnątrz, bo jak wewnątrz to już wiadomo :)
Otóż, nie pokazywałam jak wygląda z zewnątrz ( no jakieś urywki) bo nie było czego pokazywać. Na dachu leży papa, straszy i czeka na pokrycie gontem. Naokoło też nie za przyjemnie, bo stoi słup elektryczny, który straszy i czeka na usunięcie ;) Jak go usuniemy, to wtedy będziemy mogli ogarnąć obejście, w tym momencie byłoby to bezsensu, bo przy jego usuwaniu wjedzie kopara i i tak wszystko ..zrówna z ziemią ;)


Cały czas mamy dylemat, jak pomalować te dechy.. ja już nie mam pomysłu. Szczególnie, że to modrzew, on czerwienieje, nie wiem, naprawdę nie wiem.. Mąż mówi, że wie. Ale ja się trochę boję, jak on tak mówi :)

Krystyna oczywiście, nie odpuszcza okazji do malowania ;)


Zaczęła się też jakaś pora na robale, nie wiem skąd one się biorą, wszędzie takie czarne pancerniaki, chyba żrą drewno - czyli spożywają naszą chałupę ;) Co chwilę jakiegoś gdzieś znajduję, przewróconego na plecy i machającego odnóżami - nie wiem, może one z sufitu spadają i dlatego wszystkie w takiej pozycji znajduję ?

W Pracowni jak zwykle młyn. Wywołuje to u mnie euforię, na przemian z przerażeniem.
Bo najpierw myślę - jak cudownie, tyle zamówień, tyle pracy! A za chwilę, o mamo o mamo, rany, rany, jak my to ogarniemy??

Na domiar "złego" planuję w najbliższym czasie, jak będzie lało :) zrobić remont w pracowni - nieduży, malowanie i podłoga. Ale żeby to zrobić, trzeba wynieść, albo przynajmniej przenieść maszyny, a one są ciężkie jak grzech. Ale przyjemniej byloby pracować w milszych dla oka kolorach. No oby się udało :) Oby lało :))))


A, i powiem Wam, że ostatnio miałam w Pracowni niesamowitego gościa :) Odwiedziła mnie Ania Karamon, z zespołu "Dziewczyny" :) To było naprawdę świetne spotkanie,za które bardzo Ani dziękuję i mam nadzieję, że zaowocuje czymś fajnym - torebkowym :)


A z ostatnich torebkowych :)







Wiem, że ostatnio blog trochę kuleje, ale nie zapominam o nim :) Tylko doba za krótka, rąk za mało i mózg za mało wydajny :)




Pozdrawiam serdecznie życząc każdemu takiej pogody, jaka mu potrzebna :)))

Zuzia

niedziela, 3 lipca 2011

Z prośbą.


Poproszono mnie, o poproszenie :)

Co też niniejszym czynię :)

Wykorzystując rzekomą popularność bloga, bardzo proszę zapoznajcie się z prośbą :
"Pomóżmy Dorocie, znanej jako podwiatr, wygrać konkurs fotograficzny! Wystarczy kliknąć link do zdjęcia http://www.warsztatywzlodziejewie.pl/wp-content/plugins/wp-photocontest/viewimg.php?img_id=13&post_id=2542, oddac głos oceniając zdjęcie na 5 punktow i potwierdzić go klikając w link w mailu zwrotnym. To proste, nic nie kosztuje, a może przyczynić się do spelnienia jej wielkiego marzenia. "


Nie jestem zwolennikiem nagabywania do głosowania na wskazaną rzecz, zdjęcie, człowieka itd - uważam że nie jest uczciwie kazać an kogoś glosować, dlatego proszę, jeśli macie chwilę, zapoznajcie się z innymi zdjęciami - ale ja Wam mówię, że na Wasz głos zasługuje zdjęcie Doroty :))))

Pozdrawiam Was serdecznie i trzymam kciuki za spełnianie marzeń wszystkich, którzy je mają!


Zuzia

czwartek, 30 czerwca 2011

Wakacje ! Czyli oby do zimy :)



Ci co mnie znają wiedzą, że lato nie jest moją ulubioną porą roku.
Nie znoszę upałów i chodzenia w krótkich spodenkach.

Od wielu lat w lecie pracujemy - i to niemalże 24h na dobę, bo prowadzimy obozy dla dzieci - www.wakacjewpiekle.blogspot.com . Co prawda ja w tym roku nie biorę zbyt dużego udziału w ogarnianiu tego tematu, ale obiecałam starszym dziewczynom, że na weekend przywożę maszynę z pracowni i będziemy szyć :) Same chciały, same zaproponowały - no i same będą szyć :)) Dam znać co z tego wyszło ;)

Ale wracając do pór roku.
Czekam na jesień. Czekam na rześkie poranki i liście we wszystkich odcieniach brązu, czerwieni i złota. Na chodzenie w swetrze i w dżinsach. Czekam na ciepłą herbatę pitą przed domem w promieniach słońca wystarczająco ciepłych żeby nie szczękać zębami ale nie powodujących przebarwień :)
Gdy już nadejdzie jesień, będę wyczekiwać pierwszych przymrozków i zamarzniętych kałuż. A potem przyjdzie taka fajna chmura i zacznie padać śnieg :)

Piszę o tym chyba po przeczytaniu słów Stanisława Lema : " Człowiek jest już tak skonstruowany , że nasze największe szczęście jest zawsze " między wyciągniętą ręką a owocem z drzewa..."
I tak właśnie odliczam dni.. bo przecież dzień już coraz krótszy !

Chociaż... nie wiem czy powinnam się cieszyć z coraz krótszego dnia, bo nawet najdłuższy jest za krótki o co najmniej 5 godzin. W porywach do dziesięciu :)

I nie wiem, czy pokazać Wam zdjęcia Krysi zjeżdzającej na tyrolce ( podobno drugiej pod względem długości na podkarpaciu) ;) czy zdjęcia toreb, które już chyba mogły się znudzić.. Czy domu?








Tak dużo się dzieje, tak bardzo szybko.
Moje posty mają coraz mniejszą moc. Nie potrafię wybrać tematu. Chaotycznie bełkoczę - i im bardziej odwlekam w czasie napisanie czegokolwiek, tym większy bałagan mam w głowie, bo zapominam co się wydarzyło, co się fajnego stało, co śmiesznego :)

O! Na przykład ostatnio mąż wylał garnek barszczu na podłogę. Czerwonego. Ale popatrzcie jak ładnie rozmazał w kształcie serca ;) dla żony ;))

:)




A kilka dni temu złamała się półka, a nawet dwie, w szafie gdzie trzymamy alkohole i przetwory. I się nasze dobra wylały w to samo miejsce gdzie 2 tygodnie wcześniej barszcz ;)



I byłam w Warszawie ostatnio - wyobraźcie sobie, w 24 godziny :) Wyjechałam z domu o 23 i byłam po 24 godzinach dokładnie o 23 pod domem znów :)
I przez 24 godziny tyle rzeczy się działo..

I tym sposobem, nie napisałam znowu niczego mądrego, śmiesznego ani ciekawego.
Ale za to mam czyste sumienie, że blog jest troszkę bardziej aktualny :))))

A na koniec jak zwykle, coby tytułowi się zadość uczyniło :)








Pozdrawiam Was serdecznie,
Zuzia