Zacznę od zakończenia historii z wyjazdem do Warszawy. Otóż jedyne co mogłam zrobić, a i tak z wielkim trudem organizacyjnym, to pojechać rano i wrócić wieczorem. Bartek ledwo chodził, więc do pomocy ściągnęliśmy ciociobabcię.
Wyjechałam busem o godzinie 7.20 rano. W Jankach byłam koło 13. Około 15 miała tam dojechać moja mama, miałyśmy spakować zakupy i z powrotem na południe ;)
Pomijam to, że jak wysiadłam w Jankach to miałam ochotę wskoczyć w pierwszy samochód jadący w stronę Radomia ;) albo uciec do najbliższego lasu ;) Chyba zdziczeliśmy w tym Piekle. W Warszawie ostatni raz byłam dwa lata temu. A kiedyś tam mieszkałam i umiałam tam żyć. Dziwne.
Na kartce miałam wydrukowane co chcę kupić - żeby nie tracić czasu i jak najszybciej wrócić do DOMU. I chociaż wiedziałam, że będzie to mega wykańczające przeżycie psychicznie i fizycznie to gdzieśtam tliła się nadzieja, że uda się to załatwić sprawnie, szybko i bezboleśnie.
Oczywiście dopadła mnie migrena i naprawdę miałam chwilę zwątpienia. Jestem pełna podziwu dla tych wszystkich, których widziałam tam kręcących się kilka godzin z dziećmi. Bo ja sama miałam naprawdę szczerze dość. Być może za dużo chciałam jak na jeden raz ;) No ale nie będę przecież co tydzień do Ikei jeździć :) Chciałam tylko szafę ;) i jakieś duperele.
Okazało się że mam dwa wielkie wózki gratów, wypadnięty dysk od pakowania tych gratów na te wózki, ból głowy uniemożliwiający normalne myślenie, przed nosem kolejkę a na parkingu samochód, na dach którego trzeba będzie to wszystko samodzielnie zapakować - a do domu jakieś 370 km a zbliża się 20ta.
Nie pytajcie co ja wtedy po nosem gadałam sama o sobie do siebie ;)
Aha, pomijam fakt, że jak już po wszystkich perturbacjach przy kasie dolazłyśmy w końcu do samochodu i otworzyłam bagażnik to mało nie zemdlałam. Samochód był JUŻ wypełniony po dach a my miałyśmy dwie szafy, i dwa wózki !
Mama zapragneła przewieźć część wyposażenia gabinetu z Warszawy do gabinetu w Krośnie ;/ Więc między innymi na siedzeniach pasażerów siedziały ogromne żółte dmuchane piłki rehabilitacyjne ;) z uszkami ;)
Dobrze że mój genialny umysl nakazał mi w tej sytuacji znaleźć wentyle ;) I tak wyobraźźcie sobie mnie ściskającą przed sobą wielką żółtą piłkę a moją mamę obok skaczącą na takiej samej ( no żeby wypuścić powietrze ;)) - bo ja chciałam "na pakera" klatą, a moja mama ( w końcu już podwójna babcia ;))) musiała użyc ciała :)
CYRK!
Jak już się w końcu spakowałyśmy to ja siedziałam twarzą przy szybie a jeszcze miałyśmy do odbioru 3 pudła z magazynu zewnętrznego - znajdującego się kilka kilomterów dalej.
Mężczyźni by tego nie przeżyli ;))
Dojechałyśmy późno ale szczęśliwie, w stanie agonalnym ;)
Szafy stoją, ubrania jeszcze nie posegregowane i nie poskładane są rozwleczone przez Krysię po całym domu, więc nawet mi się nie chce myśleć ile dziś mnie czeka sprzątania.
A nawiązując do tematu bloga - pokazuję co ostatnio szyłam - bo nie myślcie sobie że nie szyłam :) Sama nie wiem skąd mam tyle pary - bo naprawdę ostatnio to jakiś sajgon był. Nawet jadłam na stojąco. Ale no nie ma czasu! :)
Torba szara bardzo duża wełniana - typu hobo. Strasznie mi się podoba taki kształt. Mam wrażenie że bardzo ładnie się układa :)
Też duża i też hobo - tylko że dżinsowa :)


I takie kapciochy :) dawno ich nie szyłam :)
A, i taką czarną dużą kopertówkę ;) wiem że to już było ;)ale co mi tam :)

Idę ogarniać sytuację , może jeszcze jedną kawę wypiję dla dopingu i idę ;)
Bartek pojechał na kontrolę z kolanem, a ja z oboma potworami siedzę w domu, bo Michał wczoraj w szkole się źle czuł - Pani do mnie zadzwoniła, żebym po niego przyjechała. Podejrzewałam że ściemnia, bo nie nauczył się na trąbkę, i nawet mu zaproponowałam, że go zwolnię z samej trąbki ale niech zostanie na lekcjach, ale nie zgodził się na to.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak się ucieszyłam jak po wyjściu z samochodu przed domem wziął i rzygnął ( Jejku przepraszam za takie brzydkie słowo!) - bo to oznaczało że nie ściemniał :)) że nie chciał mnie oszukać ;) A wiecie, w tym wieku to mogą się zacząć takie próby sił, nie?
Aha, i jeszcze sprawa organizacyjna.
Nie wiem co się dzieje z moją pocztą, ale zauważyłam, że maile dochodzą do mnie z opóźnieniem - i co najgorsze wpasowują się w miejsce w którym powinny być - tzn między tymi co przyszły o dobrej porze - i ja nie wiem czy one przyszły niektóre czy nie. Więc jeśli ktoś coś do mnie pisał, a ja nie odpisałam, to proszę o RIPLEJ :))
Sciskam mocno i dziękuję Wam bardzo!
Zu
Ps. Pogoda fatalna, a my bez gazu nadal.