poniedziałek, 8 lutego 2010
Trochę szycia, trochę życia :)
W ostatnich dniach nie miałam zbyt dużo czasu na maszynę, ponieważ zaczęły się ferie warszawskie, co oznacza, że mój małżonek ma pełne ręce roboty, a to z kolei oznacza, że ja siedzę sama z dziećmi od świtu do nocy. Z dwójki moich dzieci jedno jest ząbkujące, a drugie ma stosunek olewczy do wszystkiego co związane z nauką i porządkiem w pokoju.
W ogóle mam wrażenie, że te ostatnie kilka dni to nie dość, że dzień świstaka, to na dodatek dzień świra.
Mąż wstaje najwcześniej, zapala w piecu, je śniadanie, wychodzi odśnieżać, skrobać szyby itd.
Wstaję ja, przewijam,ubieram Kryskę i wkładam do krzesełka w kuchni. Zaczyna się wrzask.
Nastawiam wodę, idę budzić Michała. Robię mu herbatę i kanapki do szkoły. Znowu idę budzić Michała. Sprawdzam czy ma spakowany plecak. Nie ma. Pakuję. Budzę Michała.
Wstał. Idę do Kryski, która już prawie wyskoczyła z wsciekłości z krzesełka.
Daję jej mleko. Idę zobaczyć w jakim stanie jest Michał. Michał ma założoną jedną nogawkę od kalesonów, zapomniał o majtkach i czyta książkę. 10 min do wyjścia. Wrzeszczę, że ma iść jeść. On wrzeszczy że nie będzie jadł, więc ja wrzeszczę, że w takim razie ma się iśc myć. Michał idzie do łazienki, ja zajmuję się Kryską. Idę zobaczyć czy Michał się myje. Michał nałożył pastę na szczoteczkę i układa figurki z filmu Alvin i Wiewiórki na parapecie. Wrzeszczę. Michał nie przyspiesza ani trochę.
Idzie się ubrać. Kurtka, czapka, szalik. Wychodzi. Patrzę przez okno, idzie w kapciach. Wraca, zmienia kapcie na buty.
Wychodzi. Samochód odjeżdża...ufffffffff.
Chwila na kawę.
Zaczynam sprzątać. Pokój Michała zamykam, żeby nie drażnił mych oczu.
Wyciągam odkurzacz. Krysce się nie podoba. Sadzam ją na podłodze. Przeciągam krzesełko na środek kuchni, żeby zastawić szuflady, żeby nie otwierała ( takie mamy szuflady, że zabezpieczenia nie działają). Zaczynam odkurzać. Okruchy z fotelika, podłogi. Pająki ze ścian i sufitu. Łazienka, przedpokój, udało się.
Nalewam wody do wiadra z mopem. Kryska skubie wrzosy. Zabieram ją od wrzosów. RYK. Sadzam ją do krzesełka i daję chrupka. Włączam odkurzacz i wciągam leżące na podłodze kawałki wrzosów. Chowam odkurzacz, biorę mopa. Najpierw weranda, żeby wyschło. Wyjmuję Kryskę z krzesełka. Włączam odkurzacz, z Kryską pod pachą odkurzam okruchy z krzesełka. Weranda wyschła. Wkładam Kryśkę na werandę, idę myć podłogi. W łazience nastawiam pranie. Zanim nastawiam, wyciągam z kieszeni spodni Michała, papierek po batonie, 2zł, baterię, kamyk, naklejkę, chusteczkę.
Podłogi wyschnięte. Idę pościelić łóżko. Kryska zaczyna się denerwować. Biorę Kryskę,idę z nią na werandę, chcę ją posadzić na podłodze - nie chce. Chce, żeby jej zdjąć skrzypce które wiszą na ścianie. Zdejumuję, Kryska "gra". Odkładam skrzypce.
Widzę,że Kryska śpiąca, idę ją położyć. Kryska zasypia, po 10 min sesji wyrywania się i wstawania z zamkniętymi oczami.
Pół godziny dla siebie.
Robię sobie śniadanie. W trakcie ubieram się, sprzątam w łazience. Jeszcze tylko zrobić herbatkę. Uff.. siadam sobie do śniadania z gazetką ( jest południe), pierwszy kęs.... iiii jęk. Obudziła się. Rozbudzona nie chce ani siedzieć, ani się bawić. Tylko na rękach.
Wyprało się pranie. Ale żeby powiesić, najpierw muszę ściągnąć suche z suszarki i poskładać. Zmywarka pika, trzeba rozładować.
NIE, nie, nie. Koniec. Nie opowiadam dalej :) Samo pisanie mnie zmęczyło!
W każdym razie, od świtu do nocy latam jak nakręcona, żeby było czysto, żeby dzieci nie jęczały i w ogóle, żeby mieć czyste sumienie, i z tym czystym sumieniem móc usiąść do maszyny. Niestety zazwyczaj jak już wreszcie mąż wróci i mógłby przejąć Kryskę, to już jest tak późno, że Kryśka zasypia, a zaczyna się polka z Michałem. Bo nie chce myć zębów, bo nie chce iść spać, bo nie chce się pakować,bo nie chce grać na trąbce ;)i jak już w końcu i jego uda się spacyfikować, to mam ochotę tylko na wyro ;)
Dlatego też, w związku w powyższym ;) uszyłam tylko pościel dla Małej i sukienkę. Tzn w sumie jeszcze uszyłam parę innych rzeczy "zamówieniowych" - ale takich samych, jak już pokazywałam, więc nie pokazuję ;)
A tak dla rozluźnienia, bo niezbyt rozluźniającym wstępie, chciałam tylko podzielić się takim moim osobistym paradoksem. Pomimo tego, że mieszkamy na "zadupiu" tak zwanym, i że nie da się do nas dojechać "normalnym" samochodem ( a nie, przepraszam, w zeszłym tygodniu kolega dojechał - ale 2 km jechał na wstecznym ;)), w sumie prawie 2 km wcześniej trzeba zostawić samochód i albo iśc dalej na nogach, albo liczyć na naszą łaskę i wywiezienie na górę samochodem 4x4 - to odwiedza nas ktoś codziennie :) a czasem i po kilkoro gości mamy :) Pomimo tego, że niektórych najpierw musimy wyciągać z rowów ;) Jakoś nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek nas odwiedzał jak mieszkaliśmy w Warszawie - pomimo tego, że na tych samych 100 metrach kwadratowych podstawy naszego bloku mieszkało jakieś milion osób.
Tu to jakieś takie normalne jest. Codziennie jemy razem posiłki - jak ktoś przyjdzie to się przysiada, w południe pijemy nalewkę i to jest takie naturalne, takie bez wysilania się, bez "grania". Takie po prostu.
W ostatnim poście napomknęłam, że na pewno łatwiej się żyje na odludziu, jak się ma internet ;) Kolejnym punktem, na pewno jest to, że na "naszym" odludziu stoją dwa domy obok siebie. Nasz, i dom moich rodziców:) na który można zerknąć pod www.osrodek-pieklo.dorsum.pl .Na stronie też znajdziecie wytłumaczenie, co robimy w czasie ferii i wakacji ;)
Mam wrażenie, że moje wpisy są strasznie chaotyczne, ale do przekazania tak dużo, a czasu tak mało...
O i właśnie się Kryska zaczyna wiercić...ech
No to pokazuję, co wyszło w tym tygodniu i lecę - oczywiście do maszyny.
Sukienka - tunika, czasem mam ochotę uszyć coś małego, a czasem coś dużego :) Nie wiem od czego to zależy :)
No i pościel Małej, z "przybornikiem" który jest krzywy i brzydki, ale już się tak chciałam to skończyc, ze się nie starałam zbytnio ;) Jak szyję "dla siebie" to jakoś mniej się przykładam ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. A jakby ktoś był w okolicy to zapraszam na pogaduchy niewirtualne!
Zu
A na koniec jeszcze, chciałam się z Wami podzielić myślą, która chodzi mi ostatnio po głowie. Otóż cały czas zastanawiam się, " skąd mi się wzięło to szycie"? Nagle po prostu mnie tak jakoś "natchło":)?
I może to naiwne, ale pomyślałam, że wiem chyba już skąd mi się to wzięło.
Mojego męża mama zmarła dawno - ponad 20 lat temu. Nie miałam szansy Jej poznać. Ale właśnie Ona - babcia Krysia - szyła. Była po szkole krawieckiej i wieczorami stawiała maszynę w kuchni i "jechała" jak to mawia mój mąż. Szyła stroje na bale córkom sąsiadek, skracała, przerabiała cudowała :)
I to właśnie ona, zsyła mi z góry ten dar :) Podpowiada i pomaga. Wiem to! Czuję!
Szkoda, że nie możemy usiąść razem..
W ogóle mam wrażenie, że te ostatnie kilka dni to nie dość, że dzień świstaka, to na dodatek dzień świra.
Mąż wstaje najwcześniej, zapala w piecu, je śniadanie, wychodzi odśnieżać, skrobać szyby itd.
Wstaję ja, przewijam,ubieram Kryskę i wkładam do krzesełka w kuchni. Zaczyna się wrzask.
Nastawiam wodę, idę budzić Michała. Robię mu herbatę i kanapki do szkoły. Znowu idę budzić Michała. Sprawdzam czy ma spakowany plecak. Nie ma. Pakuję. Budzę Michała.
Wstał. Idę do Kryski, która już prawie wyskoczyła z wsciekłości z krzesełka.
Daję jej mleko. Idę zobaczyć w jakim stanie jest Michał. Michał ma założoną jedną nogawkę od kalesonów, zapomniał o majtkach i czyta książkę. 10 min do wyjścia. Wrzeszczę, że ma iść jeść. On wrzeszczy że nie będzie jadł, więc ja wrzeszczę, że w takim razie ma się iśc myć. Michał idzie do łazienki, ja zajmuję się Kryską. Idę zobaczyć czy Michał się myje. Michał nałożył pastę na szczoteczkę i układa figurki z filmu Alvin i Wiewiórki na parapecie. Wrzeszczę. Michał nie przyspiesza ani trochę.
Idzie się ubrać. Kurtka, czapka, szalik. Wychodzi. Patrzę przez okno, idzie w kapciach. Wraca, zmienia kapcie na buty.
Wychodzi. Samochód odjeżdża...ufffffffff.
Chwila na kawę.
Zaczynam sprzątać. Pokój Michała zamykam, żeby nie drażnił mych oczu.
Wyciągam odkurzacz. Krysce się nie podoba. Sadzam ją na podłodze. Przeciągam krzesełko na środek kuchni, żeby zastawić szuflady, żeby nie otwierała ( takie mamy szuflady, że zabezpieczenia nie działają). Zaczynam odkurzać. Okruchy z fotelika, podłogi. Pająki ze ścian i sufitu. Łazienka, przedpokój, udało się.
Nalewam wody do wiadra z mopem. Kryska skubie wrzosy. Zabieram ją od wrzosów. RYK. Sadzam ją do krzesełka i daję chrupka. Włączam odkurzacz i wciągam leżące na podłodze kawałki wrzosów. Chowam odkurzacz, biorę mopa. Najpierw weranda, żeby wyschło. Wyjmuję Kryskę z krzesełka. Włączam odkurzacz, z Kryską pod pachą odkurzam okruchy z krzesełka. Weranda wyschła. Wkładam Kryśkę na werandę, idę myć podłogi. W łazience nastawiam pranie. Zanim nastawiam, wyciągam z kieszeni spodni Michała, papierek po batonie, 2zł, baterię, kamyk, naklejkę, chusteczkę.
Podłogi wyschnięte. Idę pościelić łóżko. Kryska zaczyna się denerwować. Biorę Kryskę,idę z nią na werandę, chcę ją posadzić na podłodze - nie chce. Chce, żeby jej zdjąć skrzypce które wiszą na ścianie. Zdejumuję, Kryska "gra". Odkładam skrzypce.
Widzę,że Kryska śpiąca, idę ją położyć. Kryska zasypia, po 10 min sesji wyrywania się i wstawania z zamkniętymi oczami.
Pół godziny dla siebie.
Robię sobie śniadanie. W trakcie ubieram się, sprzątam w łazience. Jeszcze tylko zrobić herbatkę. Uff.. siadam sobie do śniadania z gazetką ( jest południe), pierwszy kęs.... iiii jęk. Obudziła się. Rozbudzona nie chce ani siedzieć, ani się bawić. Tylko na rękach.
Wyprało się pranie. Ale żeby powiesić, najpierw muszę ściągnąć suche z suszarki i poskładać. Zmywarka pika, trzeba rozładować.
NIE, nie, nie. Koniec. Nie opowiadam dalej :) Samo pisanie mnie zmęczyło!
W każdym razie, od świtu do nocy latam jak nakręcona, żeby było czysto, żeby dzieci nie jęczały i w ogóle, żeby mieć czyste sumienie, i z tym czystym sumieniem móc usiąść do maszyny. Niestety zazwyczaj jak już wreszcie mąż wróci i mógłby przejąć Kryskę, to już jest tak późno, że Kryśka zasypia, a zaczyna się polka z Michałem. Bo nie chce myć zębów, bo nie chce iść spać, bo nie chce się pakować,bo nie chce grać na trąbce ;)i jak już w końcu i jego uda się spacyfikować, to mam ochotę tylko na wyro ;)
Dlatego też, w związku w powyższym ;) uszyłam tylko pościel dla Małej i sukienkę. Tzn w sumie jeszcze uszyłam parę innych rzeczy "zamówieniowych" - ale takich samych, jak już pokazywałam, więc nie pokazuję ;)
A tak dla rozluźnienia, bo niezbyt rozluźniającym wstępie, chciałam tylko podzielić się takim moim osobistym paradoksem. Pomimo tego, że mieszkamy na "zadupiu" tak zwanym, i że nie da się do nas dojechać "normalnym" samochodem ( a nie, przepraszam, w zeszłym tygodniu kolega dojechał - ale 2 km jechał na wstecznym ;)), w sumie prawie 2 km wcześniej trzeba zostawić samochód i albo iśc dalej na nogach, albo liczyć na naszą łaskę i wywiezienie na górę samochodem 4x4 - to odwiedza nas ktoś codziennie :) a czasem i po kilkoro gości mamy :) Pomimo tego, że niektórych najpierw musimy wyciągać z rowów ;) Jakoś nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek nas odwiedzał jak mieszkaliśmy w Warszawie - pomimo tego, że na tych samych 100 metrach kwadratowych podstawy naszego bloku mieszkało jakieś milion osób.
Tu to jakieś takie normalne jest. Codziennie jemy razem posiłki - jak ktoś przyjdzie to się przysiada, w południe pijemy nalewkę i to jest takie naturalne, takie bez wysilania się, bez "grania". Takie po prostu.
W ostatnim poście napomknęłam, że na pewno łatwiej się żyje na odludziu, jak się ma internet ;) Kolejnym punktem, na pewno jest to, że na "naszym" odludziu stoją dwa domy obok siebie. Nasz, i dom moich rodziców:) na który można zerknąć pod www.osrodek-pieklo.dorsum.pl .Na stronie też znajdziecie wytłumaczenie, co robimy w czasie ferii i wakacji ;)
Mam wrażenie, że moje wpisy są strasznie chaotyczne, ale do przekazania tak dużo, a czasu tak mało...
O i właśnie się Kryska zaczyna wiercić...ech
No to pokazuję, co wyszło w tym tygodniu i lecę - oczywiście do maszyny.
Sukienka - tunika, czasem mam ochotę uszyć coś małego, a czasem coś dużego :) Nie wiem od czego to zależy :)
No i pościel Małej, z "przybornikiem" który jest krzywy i brzydki, ale już się tak chciałam to skończyc, ze się nie starałam zbytnio ;) Jak szyję "dla siebie" to jakoś mniej się przykładam ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. A jakby ktoś był w okolicy to zapraszam na pogaduchy niewirtualne!
Zu
A na koniec jeszcze, chciałam się z Wami podzielić myślą, która chodzi mi ostatnio po głowie. Otóż cały czas zastanawiam się, " skąd mi się wzięło to szycie"? Nagle po prostu mnie tak jakoś "natchło":)?
I może to naiwne, ale pomyślałam, że wiem chyba już skąd mi się to wzięło.
Mojego męża mama zmarła dawno - ponad 20 lat temu. Nie miałam szansy Jej poznać. Ale właśnie Ona - babcia Krysia - szyła. Była po szkole krawieckiej i wieczorami stawiała maszynę w kuchni i "jechała" jak to mawia mój mąż. Szyła stroje na bale córkom sąsiadek, skracała, przerabiała cudowała :)
I to właśnie ona, zsyła mi z góry ten dar :) Podpowiada i pomaga. Wiem to! Czuję!
Szkoda, że nie możemy usiąść razem..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uff! Jak bym własne słowa czytała. Rozumiem Cię doskonale. Ja po wyprawieniu moich przedszkolaków, zaprowadzeniu ich do przedszkola mam dość! Ranki bywają zabójcze! Moja Mi też tak spała jak mysz pod miotłą. Usypiania godzinę, pół godz. spania. Nie wiedziałam, czy klapnąć na tyłek, czy brać się za zaległości. Ale co można zrobić w pół godziny... Nie będę Cię moja Droga pocieszać, bo to i tak nic nie da:)
OdpowiedzUsuńZa to tunika rewelacja! Jestem fanką wszelkich falbanek, zakładek na karczku.
Aha jednak jest coś pocieszającego - tak słodko wyglądają jak śpią:):):)
Pozdrawiam cieplutko!
Witaj! Jak zwykle z wielką przyjemnością przeczytałam Twój post i po raz kolejny miałam wrażenie,że cztam o samej sobie:-) Z rozbawieniem czytałam o Twoim poranku-z rozbawieniem,bo u mnie jest prawie tak samo.Prawie,bo nie mamy Krysi.I Michała też nie mamy.Mamy prawie 12-letnią Basię,którą też muszę nieustannie poganiac :-) Co prawda zakłada majtki i nie wychodzi w kapciach :-),ale ubieranie i wiele innych czynności wykonuje wieki...I do jej pokoju też staram się nie wchodzic-żeby zawału nie dostac! Pozdrawiam Cię bardzo,bardzo serdecznie i życzę Ci wszystkiego dobrego,Maja PS-tunika i "wielka toreb" z poprzedniego postu bossssskie :-)
OdpowiedzUsuńhttp://maja71.blox.pl/html
Ja przy jednym dziecku nie zawsze się wyrabiam,więc tym bardziej Cię podziwiam!
OdpowiedzUsuńRozumiem jak momentami musi Ci być ciężko,ale w tych wszystkich chwilach są momenty warte zapamiętania,momenty oderwania i uśmiechu :)
Tunika jest boska,pościel i przybornik śliczne.
Ale nie dziwię się,że tak cudnie szyjesz,skoro czuwa nad Tobą mama męża :)
Pozdrawiam serdecznie.
Uśmiałam się z Twojego niezwykłego opowiadania o zwykłym poranku :-) a najbardziej rozbawił mnie chrupek :-) Pomijając Kryśkę, mam tylko "Michała" (Kacper 9 lat) mój poranek wygląda podobnie, zwłaszcza z tym "wrzeszczę" oraz z wyjmowaniem z kieszeni "papierek po batonie, 2zł, baterię, kamyk, naklejkę, chusteczkę" Pewnie każda mama może się pod tym podpisać ale na pewno nie każda potrafi tak fajnie i zabawienie to wszystko opowiedzieć jak Ty. Naprawdę fantastycznie czyta się Twoje posty :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
koronka
Ojejku, jak jak czekałam na Twój kolejny wpis, nawet nie wiesz, no i doczekałam się hihihi - i powiem w sekrecie że już wcześniej wyczaiłam co uszyłaś hihihi - naprawdę ja wierzę, że teściowa tam z góry zsyła na Ciebie to "chcenie na szycie" a opowieść o poranku ... - już myślałam że tylko ja mam u siebie takie przeboje z moim 5-latkiem, to mnie nie pocieszyłaś że w późniejszym czasie będzie lepiej, ah ale za to jak śpi to zawsze przychodzę wycałować za cały dzień i popatrzeć jak wygląda słodko jak śpi i buzia zamknieta całą noc- bo w ciągu dnia się nie zamyka - na filmach, jak z kimś rozmawiam przez telefon zawsze ma najwięcej do powiedzenia i w dodatku to nie może czekać do końca rozmowy lub filmu czy też ważnych wiadomości - wrrr a wieczory podobne, ale zaczynam nad nimi panować i nad porankami też:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i ściskam serdecznie :)
Zaglądaj też częściej do tych wiadomości "śmieci" bo chyba Twoje konto e-mailowe nie lubi się z moim i moje maile nie dochodzą w terminie :)
Jak ja cię rozumiem! Ja mam od kilku dni dwójkę w domu na stanie, bo ferie, a w tym jedno chore, też bo ferie (a w ferie, jak wiadomo, dzieci koniecznie chorują) ;))) Tunika świetna, jestem pod wrażeniem i nie wiem gdzie ty widzisz niedoskonałości w pokazanym przyborniku (specjalnie się z bliska przyjrzałam)? Jest wesoły, kolorowy, taki bardzo dziewczęcy, podziwiam! :)))
OdpowiedzUsuńhehe, u mnie dokładnie to samo. Z tym że potem do pracy gdzie czeka na mnie 15 5-letnich "potworów".
OdpowiedzUsuńZuziu, czy dostałaś mojego maila? Pisałam już czas jakiś ale zero odzewu :( Może nie doleciało do Ciebie poprzez te śniegi.
pozdrawiam
z.
Uwielbiam czytać Twoje posty :) No i tym razem jakbym o sobie czytała. u mnie trzy dziewczyny na stanie w tym dwie wyprawiam rano do szkoły, trzecia zostaje ze mną w domu i ma juz 3 latka więc jest trochę łatweiej, ale pamietam czas kiedy wsadzałąm ją do krzesełka i w pędzie robiłam porzadki lub obiad by zdążyć zanim jej sie znudzi to siedzenie ;) I znam ten ból kiedy w końcu siadasz by odsapnąć bo dziecie śpi i nagle znajomy jęk wydobywajacy się z łożeczka oświadczajacy - koniec mojej drzemki, mamo do roboty! :)) Bałagan w pokoju dzieciecym też mi znany i najczęściej zamykam drzwi by sie nie denerwować ;) Popędzanie poranne tez mi dobrze znane i pakowanie rano tornistra też, ja do tego wyciągam w pośpiechu stare kanapki z tornistra moich dziewczyn coby im nowe włozyć żebym je mogła na drugi dzień rano wyjąć i tak w kółko ;)
OdpowiedzUsuńŻycie!
Piekna tunika i ta wielka torba bardzo mi sie podoba.
W Piekle byłam jako dziecko na feriach zimowych ale nazywało sie Piekło Górne
Samo życie :) Jak czytałam Twojego posta to się zagubiłam :) Przez chwilę myślałam że o sobie czytam!!! Mamy córeczki chyba w tym samym wieku. Ja mam jeszcze starszą 3,5 letnią i dają mi popalić! :) Czasem marzę, aby któraś z Babć się zlitowała i je na chwilkę gdzieś zabrała... no ale kiedy już tak się stanie to zupełnie miejsca nie mogę sobie znaleźć i tak za tymi brzdącami tęsknię!! :) Piękne to jest! Ale już bliżej jak dalej do tego spokojnego przeczytania gazetki :)). Pozdrawiam serdecznie!A tunika bardzo piękna!
OdpowiedzUsuńOooo, ktoś opisał mój dzień?;) Choć przy jednym dziecku niby roboty mniej, ale jakoś chaos podobny....ale miło poczytać, że inni mają podobnie, nie ze złosliwej satysfakcji, że dobrze im tak tylko z ulgą, że jak inne mamy dają radę, to i samemu się przezyje jakoś?:) Pozdrawiam znad stosu rozwłóczonych zabawek i prania wylewającego się z łazienki;)
OdpowiedzUsuńŚwietna tunika! Rewelacyjna po prostu!
OdpowiedzUsuńA opis dnia... gdzieś tam się w poszczególnych punktach programu doskonale odnajduję:) I z jednym dzieckiem, w maleńkim mieszkaniu w bloku w Warszawie:)Nie wiem skąd mi się wzięła myśl, że na odludziu dzieci jakieś spokojniejsze i sprzątania mniej, bo jak widać wszystko wszędzie tak samo:)Pozdrawiam i dziękuję za dawkę optymizmu z samego rana!
Jak to się stało, że ja do Ciebie wcześniej nie trafiłam???? Zupełnie tego nie rozumiem!
OdpowiedzUsuńJuż jestem absolutną fanką Twojego szycia i Twoich opowieści! :)
Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie!
ja tez jestem fanką Twojego szycia i opowieści :)))
OdpowiedzUsuńuśmałam się dziś bardzo,,,masz zdrowie do tych dzieciaczków :))
wielu chwil odpoczynku życzę :)
Podgładam Twój blog od paru juz postów i ... cóż mogę napisać, niezmiernie mi się podoba co tworzysz oraz jak piszesz o sobie i rodzinie, ale przez ten brak czasu o którym Ty dzisiaj opowiadasz nie mogłam skrobnąć ani słowa. Spory masz "sajgonik" w domku, ale na pocieszenie napiszę może, że ja mam sytuację dgorszą, bo mam trójeczkę aniołków, dwójka jest w wieku mniej więcej jak widzę Towich szkrabów, ale mam i pośrodku 5-letnią przedszkolaczkę, którą również trzeba codziennie wyprawiać do przedszkola. Jednak jako potrójna mama wypracowałam sobie szereg metod przyśpieszania wielu czynności, czyt. robię wszystko w sprinterskim czasie, ale...ale...chociaż jestem szydelkująca i drutująca też szyję od czasu do czasu, a jako , że mam chodzącą po domu roczniaczkę nie mogę szyć w ciągu dnia. Wieczorami z kolei dzieci śpią i nie chcę za wiele robić hałasu. Tak więc moje szwalnicze hobby narazie troszkę cierpi, dlatego podziawiam Twoje prace, torebki i kapcuszki w szczególności I ŻYCZĘ MNÓSTWA CZASU NA REALIZACJĘ WSZYSTKICH TWOICH POMYSŁÓW. TROSZKĘ CIERPLIWOŚCI, DZIECI SZYBKO ROSNĄ, A I SĄ TEŻ DLA NAS CENNĄ INSPIRACJĄ, CO WIDAĆ PO KOMPLECIE POŚCIELOWYM, JAKI USZYŁAŚ CÓRCI!!!
OdpowiedzUsuńJa mam tylko odpowiednik Twojej Krysi (Julka- 9 m), która też ząbkuje i czasem tego nie ogarniam. O nawet teraz krzyczy nie wiadomo z jakiego powodu chyba dlatego że ma siedziec przez 5 minut w łóżeczku i sie bawić;.
OdpowiedzUsuńPodziwiam zorganizowanie i kolejne piękne rzeczy :D
Dziekuje rownież za odpisanie odnośnie preparatu antypoślizgowego, niestety albo mój angielski jest już tak marny albo w danym momencie nikt go nie sprzedaje, a może to przez te zęby Julki i tydzień wyjęty z życiorysu...
Mam jeszcze jedna prośbę - o nazwę firmy ( jeśli nie chciałabys pisać jej tu to podaje maila anka.cw@interia.pl) Z góry dziękuję i może uda mi się kiedyś jakoś odwdzięczyć
Pozdrawiam
Ranki w podobnym tempie spędzam.Z ,,jęzorem na brodzie,,.Z tą jedynie różnicą ,że ja wychodzę z domu razem z chłopakami,których muszę jeszcze odwieżć do szkoły i pędzę do pracy.Wpadam tam jako ostatnia i najczęściej spóżniona.Codziennie obiecuję sobie ,że wstanę wcześniej,żeby ,,normalnie,,do pracy dojechać ale gdzie tam...A to szukanie rękawiczek nieplanowane ,a to samochód nie chce zapalic, a to.....I tak ciągle coś.
OdpowiedzUsuńTunika śliczna!Pościel również!
Pozdrawiam serdecznie
Oh Zu jak mi ulżyło,że nie tylko u mnie taki magiel :P .Mam dwójkę 5 i niecałe 2. Mąż wiecznie w pracy. Mieszkanie małe,ale wiecznie zagracone.Czuję się jak robot wielofunkcyjny. Zwykle około południa nie mam siły nawet na myślenie. :) Co do szycia sama próbuję od niedawna. I tez kiedyś pomyslałam,że to Babcia nieboszczka mojego meża chyba się podzieliła swoją pasją :)W sumie zaczęłam "kombinować" jakiś rok po jej śmierci. Jeszcze pamiętam jak w kuchni robiła czapki na szydełku :P
OdpowiedzUsuńPięknie ma w pokoiku mała księżniczka :P. Ja też nie wiedzieć czemu jak dla siebie coś robię to się mniej staram :) dziwne to :P
pozdrawiam i ściskam wirtualnie dodając otuchy :*
Bardzo przypadło mi do serca Twoje myślenie o Teściowej, której nigdy nie poznałaś.
OdpowiedzUsuńTo jest prawda, że pokolenia za nami to siła i natchnienie - głęboko w to wierzę!
Mój poranek wygląda podobnie tylko ...z piątką dzieci :D No może nie całkiem z piątką bo dwóch nastolatków wstaje najwcześniej i radzą sobie sami :-)
OdpowiedzUsuńTunika b. oryginalna-podziwiam szczerze.
Przyjmij proszę kolejne wyróżnienie :-)Tym razem Przylądek Wyobraźni
Pozdrawiam ciepło
stała podglądaczka ;-) Cyrylla
dobrze, ze moje robaczki spia... mam chwile ;)
OdpowiedzUsuńu mnie na stanie Janek (3,5) , Hania (2) i brzuch (termin na Wielkanoc). Tazke tez slalom gigant...
Koderka piekna :)
a tunika, taka stylowa...
Pozdr cieplo
dzis tylko tyle- mozg mi nie pracuje ;)
Hahaha, nudno w kazdym razie nie masz ;)Mi od lata tez sie zacznie , niby tylko z 1 ale za to dom , ogrod , praca i cala reszta tez na mojej glowie , no i plus dwie fretki , ciekawie bedzie hihi
OdpowiedzUsuńSuper kiecka !
Zuziu , zapraszam do mnie po wyroznienie !
oooo ranyyy jaka cuuuudna tunika!! aaaaaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuńZuziu, moze powinnam napisac , Pani Zuziu!
OdpowiedzUsuńOtoz, juz chwile podgladam tego bloga, ale zbieralam sie dlugo do napisania posta.
Pisalas, gdzie mieszkasz, zobaczylam Pieklo i zaskoczylam:))
Jestem mama Dorotki, ktora byla u Was juz dwa razy i jeszcze chce!!
Pokochala to miejsce i ludzi:))
A my, dojechalismy pod sam dom, Peugotem 407 SW, nie wiedzac, ze sie nie da...hi hi.
Dopiero Twoja Mama, opowiedziala nam historie urwanych misek olejowych.
Pozdrawiamy goraco, cala Wasza rodzine, Twoje arcydziela podziwiamy wspolnie.
Kasia z corka Dorotka( z Alzacji).
o ja cieeee też się zmęczyłam czytając to i wyobrażając sobie jaki musisz mieć napęd żeby podołać i żeby nie zacząć gryźć odkurzacza ...
OdpowiedzUsuńA i pościel z przybornikiem cudna - tylko nie za bardzo widzę gdzie ona taka krzywa i w ogóle - co??
Pisz częściej - spacyfikuj małą jakimiś teletobisiami :)
tu ja Migdalowa
OdpowiedzUsuńporyczalam sobie po przeczytaniu...poryczalam i dziekuje Ci za te slowa tak zwyczajne i tak moje
Drogie baby!
OdpowiedzUsuńOznajmiam, że nie byłam w stanie wykrzesać nawet 5 min, żeby cokolwiek Wam poodpisywać. Jak tylko ogarnę sytuację, to się odezwę i odpowiem na wszystkie pytania i maile, ale jak na razie Kryska prawie wyskakuje z krzesełka, Michał jęczy ( chory został w domu) a ja się wczoraj położyłam o 2 w nocy, więc jestem po prostu "momentalnie niepritomna";)
Ściskam mocno mocno i lecę pacyfikować.
Zu
Zuzia, wspieramy Cię! Pamiętaj: wszystko przemija jak długa żmija. Kryska podrośnie, Michał wyrośnie, a Ty złapiesz oddech. I tak na marginesie - wiesz, że masz to jak w banku? Odwiedzimy Cię niechybnie jak tylko będziemy w Beskidach. A będziemy. Wiosną.
OdpowiedzUsuńZuzanko, trzymaj się! Jeszcze 20 lat i pójdą sobie z domu ;-)
OdpowiedzUsuń7-latek mojej koleżanki zadał jej kiedyś poważne pytanie:"Co to jest radość macierzyństwa?" Zaskoczona kombinowała, wymyślała różne piękne aforyzmy, a dziecię ciągle przeczyło. W końcu młody podał matce jedyną prawdziwą odpowiedź:"Kiedy dzieci śpią!"
Ale zbieg okoliczności, Babcia moja (też) Krysia - Mama mojej Mamy też była po szkole krawieckiej, też szyła, zmarła jakieś 23 lata temu, ja miałam 3,5 roku i nie miałam okazji się od niej nauczyć szycia. Wszystko wiem od mojej, więc jakby żyła też by mnie w tym podszkoliła, a teraz to tylko jakieś proste przeróbki szyję, choć moja mama tez umie,ale nie ma czasu by mnie nauczyć.
OdpowiedzUsuńtrochę chaotycznie ,ale wiadomo o co chodzi. i tez wierzę, że gdzieś tam z góry mi podpowiada, co i jak.