
Ci co mnie znają wiedzą, że lato nie jest moją ulubioną porą roku.
Nie znoszę upałów i chodzenia w krótkich spodenkach.
Od wielu lat w lecie pracujemy - i to niemalże 24h na dobę, bo prowadzimy obozy dla dzieci - www.wakacjewpiekle.blogspot.com . Co prawda ja w tym roku nie biorę zbyt dużego udziału w ogarnianiu tego tematu, ale obiecałam starszym dziewczynom, że na weekend przywożę maszynę z pracowni i będziemy szyć :) Same chciały, same zaproponowały - no i same będą szyć :)) Dam znać co z tego wyszło ;)
Ale wracając do pór roku.
Czekam na jesień. Czekam na rześkie poranki i liście we wszystkich odcieniach brązu, czerwieni i złota. Na chodzenie w swetrze i w dżinsach. Czekam na ciepłą herbatę pitą przed domem w promieniach słońca wystarczająco ciepłych żeby nie szczękać zębami ale nie powodujących przebarwień :)
Gdy już nadejdzie jesień, będę wyczekiwać pierwszych przymrozków i zamarzniętych kałuż. A potem przyjdzie taka fajna chmura i zacznie padać śnieg :)
Piszę o tym chyba po przeczytaniu słów Stanisława Lema : " Człowiek jest już tak skonstruowany , że nasze największe szczęście jest zawsze " między wyciągniętą ręką a owocem z drzewa..."
I tak właśnie odliczam dni.. bo przecież dzień już coraz krótszy !
Chociaż... nie wiem czy powinnam się cieszyć z coraz krótszego dnia, bo nawet najdłuższy jest za krótki o co najmniej 5 godzin. W porywach do dziesięciu :)
I nie wiem, czy pokazać Wam zdjęcia Krysi zjeżdzającej na tyrolce ( podobno drugiej pod względem długości na podkarpaciu) ;) czy zdjęcia toreb, które już chyba mogły się znudzić.. Czy domu?
Tak dużo się dzieje, tak bardzo szybko.
Moje posty mają coraz mniejszą moc. Nie potrafię wybrać tematu. Chaotycznie bełkoczę - i im bardziej odwlekam w czasie napisanie czegokolwiek, tym większy bałagan mam w głowie, bo zapominam co się wydarzyło, co się fajnego stało, co śmiesznego :)
O! Na przykład ostatnio mąż wylał garnek barszczu na podłogę. Czerwonego. Ale popatrzcie jak ładnie rozmazał w kształcie serca ;) dla żony ;))
:)
A kilka dni temu złamała się półka, a nawet dwie, w szafie gdzie trzymamy alkohole i przetwory. I się nasze dobra wylały w to samo miejsce gdzie 2 tygodnie wcześniej barszcz ;)
I byłam w Warszawie ostatnio - wyobraźcie sobie, w 24 godziny :) Wyjechałam z domu o 23 i byłam po 24 godzinach dokładnie o 23 pod domem znów :)
I przez 24 godziny tyle rzeczy się działo..
I tym sposobem, nie napisałam znowu niczego mądrego, śmiesznego ani ciekawego.
Ale za to mam czyste sumienie, że blog jest troszkę bardziej aktualny :))))
A na koniec jak zwykle, coby tytułowi się zadość uczyniło :)



Pozdrawiam Was serdecznie,
Zuzia